sobota, 28 września 2013

Rozdział 2

       Syriusz starał się nie narzekać. Prawdziwi mężczyźni nigdy tego nie robili. Zaciskał zęby, gdy działo się coś złego. Nie marudził, gdy w dzień ósmych urodzin rodzice oznajmili mu, że wybrali mu już żonę, ani gdy matka wymierzyła mu pierwszy policzek (miał 10 lat i obraził jej koleżankę), ani wtedy, gdy dostał pierwszego wyjca. Nie jęknął nawet, gdy pierwszy raz potraktowano go cruciatusem, chociaż miał niespełna 15 lat, a gdy został wydziedziczony i przyjaciele próbowali go wypytać o samopoczucie, nabrał wody w usta i nie pisnął słowa.
       Tym razem było identycznie. Wrócił do swojego domu w Bambton, który odziedziczył po wujku Alphardzie, rzucił ramoneskę  na wieszak i opadł na fotel. Był wykończony i bolała go każda część ciała. Został wysłany z odziałem pomocniczym do walki ze Śmierciożercami. Bitwa była bardzo brutalna. Kiedy udało im się rozbić najmocniejsze siły nieprzyjaciela, zostali zaatakowani od tyłu. Osłonił Mary przed cruciatusem. Pamiętał słono-metaliczny smak potu i krwi. Ból był nie do zniesienia. Gdyby nie Kingsley, pewnie wąchałby już kwiatki od spodu
     Odgonił od siebie złe myśli. Naiwnie sądził, że gdy skończy szkołę będzie miał mnóstwo czasu dla siebie. Nic z tych rzeczy. Rano miał kurs, potem pracował, potem znów kurs i wieczorem posiedzenia Zakonu Feniksa. Harował jak wół, a i tak zalegał z ostatnią pracą na zajęcia maskowania.
        Przeklął szpetnie. Wiedział, że znów czeka go nieprzespana noc. Kulejąc, pofatygował się do łazienki, obmył twarz zimną wodą (tak dla rozbudzenia) i wrócił do kuchni. Długo zastanawiał się, co powinien wypić- kawę, czy Ognistą Whisky. Wygrało to pierwsze, ale z niewielką przewagą. Zaparzył aromatyczny napój i z kubkiem w dłoni, zasiadł przy stole. Rozłożył pergamin i chwycił pióro. Nienawidził pisać, a wstrętu nabawił się podczas wypisywania nudnych listów w Ministerstwie.
„Myśl o zaliczeniu”- skarcił się i zabrał do pracy.
        Pisał dwie godziny, a praca daleka było od wymarzonego ideału. Przeczytał ją po raz setny i stwierdził, że już nic nie poprawia. Powieki stały się tak ciężkie, że ledwo widział co robi. Postanowił dać sobie spokój. Chciał pójść do pokoju, ale nie zdążył- zasnął na kuchennym stole.
***
        Patrzył się z politowaniem na Mary, która chodziła w jedną i drugą stronę po korytarzu Akademii.
-Co się stało z tą opanowaną dziewczyną?- zagadnął.
-Zginęła śmiercią tragiczną!- warknęła szatynka.- Łapa boję się- dodała płaczliwym głosem, przytulając się do niego.
        Nie spodziewał się tak nagłej zmiany zachowania. Zauważył, że z Mary naprawdę dzieje się coś niedobrego. Jednak, jak na dobrego przyjaciela przystało, przytulił ją i powiedział wesołym tonem:
-Pomyśl o imprezie u Rogacza z okazji zdania pierwszego testu.
-Jeżeli go zdaliśmy- mruknęła ponuro.
      Chciała coś jeszcze dodać, ale przerwało jej wejście jednego z egzaminatorów, który powiesił na korkowej tablicy kartkę z  nazwiskami i punktami zdających. Wszyscy rekruci podeszli do ściany, żeby przejrzeć listy. Mary zdenerwowała się jeszcze bardziej. Była niska i drobna, a na kursie przeważała liczba wysokich, dobrze zbudowanych mężczyzn.
       Syriusz pchnął dwóch i przepchał się do przodu, nie zważając na wyzwiska kierowane pod jego adres. Prześledził wzrokiem listę i wrócił do przyjaciółki z grobową miną. Po twarzy MaCdonalld zaczęły spływać łzy. Black poczuł ukłucie, gdzieś w okolicach pępka.
-Mała, przestań ryczeć. Zdałaś najlepiej ze wszystkich…
-Co?!- wrzasnęła, a on, pierwszy raz w życiu poczuł się przy niej dziwnie mały.
-Noo… tak.
-Jak mogłeś mnie tak nastraszyć?
-Sorka.
-Sorka? Tyle masz do powiedzenia?- spytała przecierając oczy.- A ty zdałeś?
-Na 82%- odparł.
     Przytuliła go, śmiejąc się jak głupia. Pierwszy raz, Syriusz pomyślał, że Mary nie nadaje się na Aurorkę. Zawsze była opanowana, wszystko przyjmowała ze stoickim spokojem, a tu nagle taka zmiana- była rozhisteryzowana, zmienna jak pogoda i właściwie nie do wytrzymania. Zakodował sobie w głowie, żeby wypytać ją o wszystko przy najbliższej okazji. Teraz liczyło się to, że ma wreszcie wolny weekend, bo Moody dał im jeden wolny od pracy, ale zapowiedział, że od poniedziałku będę harowali dwa razy ciężej. Nie odpuścił mu nawet, gdy Syriusz po swojej pierwszej w życiu akcji przyszedł ledwie żywy. Inni Aurorzy próbowali przemówić szefowi do rozumu, ale on powiedział tylko „nie się chłopak przyzwyczaja” i dołożył mu jeszcze roboty.
-Czyli impreza- zaśmiała się radośnie.
-Beze mnie. Niestety mam dzisiaj do wykonania misję- dodał przyciszonym głosem.
-No tak, zapomniałam. My będziemy grać w eksplodującego durnia, a ty będziesz tańczył walca.
      Prychnął, a ona skomentowała to śmiechem. Dobrze wiedziała jak nienawidzi etykiety, dobrego zachowania, tańca, sztywnych przyjęć i towarzystwa nienormalnych czysto krwistych rodów. I chociaż klął za każdym razem, gdy wypominano mu, że jest Blackiem i powinien odpowiednio się zachowywać, to nie potrafił wyzbyć się wpojonych mu manier. Czasem bywał sztywny, oschły, pewny siebie, ale przy tym tak pociągający, że nie dało się oderwać od niego wzroku. Typowy panicz.
-Spotkamy się jutro?- spytała, gdy schodzili już po schodach do holu Akademii.- Opowiesz mi jak było.
-Jasne. Do zobaczenia.
-Cześć.
       Mary teleportowała się jako pierwsza, a on niedługo po niej. Musiał jeszcze przygotować się przed przyjęciem.
***
      Dom, który odziedziczył od wuja Alpharda w zupełności nie przypominał dworków zamieszkiwanych zazwyczaj przez arystokratów. Właściwie nie różnił się od innych budynków mieszkalnych w Bampton. Był raczej nieduży, biały i z werandą na której w lecie miło się przesiadywało. Otaczał go skąpy ogródek. Black nie miała czasu, żeby dbać o roślinki, więc ograniczył się do trawnika i kilu drzewek, które świetnie radziły sobie i bez jego pomocy.
       Syriusz wszedł na werandę i zaczął przeszukiwać kieszenie. Nigdy nie pamiętał, gdzie chował klucze i później miał problem ze znalezieniem ich. Tym razem wrzucił je w pośpiechu to kieszeni swojej ramoneski. Zanim je wyciągnął, zdążył wymruczeć wszystkie znane mu przekleństwa. Dość gwałtownie wcisnął klucz w dziurkę i przekręcił. Po chwili otworzył drzwi. Już dawno powinien był rzucić na dom zaklęcia ochronne. Nie miał jednak na to czasu. A dokładniej, taki właśnie kit wciskał wszystkim, którzy mieli zwyczaj drzeć się na niego, gdy dowiadywali się, że zwleka z tak ważną rzeczą. Na koniec dorzucał jeszcze: „Jak tylko wrócę, zaraz się za to zabiorę”. I tak w kółko.
       Rzucił kurtkę na wieszak w przedpokoju i wszedł do kuchni. Nie kłopotał się nawet ze zdjęciem butów. W zlewie leżał stos talerzy. Kiedyś próbował zmywać czarami, ale większość naczyń się potłukła, a na robienie tego ręcznie był z byt leniwy. Z tego względu przestał w ogóle sprzątać.
       Wziął jedno z jabłek, które dostał ostatnio od Dorei Potter (gdyby nie mama Jamesa już dawno pewnie umarłby z głodu) i zatopił w nim zęby. W tym samym czasie zegar wybił 16.00. Została mu godzina do przyjęcia. Westchnął zrezygnowany i chrupiąc jabłko, udał się do łazienki. Za nim wszedł pod prysznic, wyrzucił ogryzek do przepełnionego kosza na śmieci.
      Kiedy się umył, obwiązał się w pasie ręcznikiem i zabrał się za golenie. Ostatnio nie miał na to w ogóle czasu i Mary ciągle narzekała, że niedługo będzie wyglądał jak Dumbledore. Do tego stanu brakowało mu wprawdzie dużo, ale już zaczynał przypominać bezdomnego. Kiedy skończył z „upiększaniem się”, poszedł do sypialni po szatę wyjściową.
      Jego pokój przypominał bardziej sypialnie zbuntowanego nastolatka niż poważnego przyszłego  Aurora. Ściany obklejone były najróżniejszymi plakatami- zaczynając od drużyn quidlitcha (tu głównie wyróżniały się plakaty drużyny Strzał z Appleby), zespołów muzycznych takich jak Ropuchy, Czarodziejskie Gitary i Akromantule, oraz najładniejszych modelek (czarownic, ale również i mugolek), a kończąc na mugolskich motorach. Na krzesłach porozwieszane były części garderoby, a w szafie panował istny chaos. Po podłodze walały się najróżniejsze przedmioty. Przechodząc przez ten śmietnik, rozciął sobie stopę na pustej butelce po Piwie Kremowym. Znów przeklął szpetnie i rzucił pierwsze zaklęcie jakie przyszło mu do głowy. Krwawienie w prawdzie przeszło, ale na stopie widniała paskudna blizna.
      Jego szata wyjściowa wisiała na drzwiach szafy. Profesor MaCgonagall kupiła ją dzień wcześniej, dbając by spełniała wymogi najnowszej mody. Oprócz tego obowiązywała go maska. Wybrał ją sam. Była czarna i zasłaniała jedynie oczy. Stwierdził, że wygląda w niej jak idiota, ale w innych jak jeszcze większy idiota, więc w końcu zdecydował się ją kupić.
       Zdjął z wieszaka idealnie prostą szatę (ewenement wśród jego ubrań) i przebrał się. Szata składała się z białej koszuli ozdobionej, zdaniem Syriusza, kretyńskim kołnierzem i czarnych, eleganckich spodni, oraz wierzchniego, również czarnego płaszcza, zapinanego pod szyją złotą klamrą. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze.
-Wyglądam jak debil- stwierdził krytycznie.
        Od wielu lat nie ubierał się tak elegancko. Ostatnimi czasy, głównym jego strojem były stare jeansy, luźne T-shirty, oraz jego nieśmiertelna, skórzana ramoneska. Jedynie do pracy w Ministerstwie ubierał prostą szatę roboczą.
       Zerknął na zegarek. Zostało mu już niewiele czasu. Zdążył jedynie związać włosy (uznał to za osobistą zniewagę, ale MaCgonagall stwierdziła, że jest to konieczne), ubrać buty i maskę, oraz odnaleźć zaproszenie i wyprostować je zaklęciem (leżało dziwnie pozwijane pod stertą złożoną z książek i jakiś skarpetek bez par) i musiał już wychodzić z domu. Upewnił się, czy różdżka spoczywa w tylnej kieszeni jego spodni i teleportował się przed posiadłość państwa Greyów.
***
     Rezydencja była ogromna, jednak nie tak bardzo jak ta na Grimmauld Place znajdująca się pod numerem 12. Największe wrażenie robił wielki ogród pełen przepięknych roślin. Znajdowały się tam również kamieniste alejki i labirynt stworzony z żywopłotu- idealne miejsce dla zakochanych. Centrum ogrodu stanowiła marmurowa fontanna z której tryskająca woda, nocą zmieniała kolory.
    Przed bramą stał elegancko ubrany czarodziej. Różdżka wystająca z jego kieszeni od razu rzucała się w oczy. Syriusz bez problemu zorientował się, że jest on jednym z ochroniarzy.
-Dobry wieczór- przywitał się Black.
-Dobry wieczór- odparł tamten, uśmiechając się uprzejmie.- Ma pan zaproszenie?
     Syriusz sięgnął do kieszeni płaszcza i wyjął kawałek pergaminu przewiązany niebieską wstążką. Podał go strażnikowi, który przeczytał treść i schylił się lekko.
-Witamy pana, panie Black.
       Łapa odpowiedział skinieniem głowy i wszedł przez bramę do oświetlonego holu. W środku przebywało już kilka osób. Mężczyźni mieli na sobie eleganckie szaty w różnych kolorach. Niektórzy pozwolili sobie na nieco odważniejsze wzory jak np. romby, gwiazdy czy różnokolorowe koła. Kobiety natomiast odziały się w długie, modne suknie, włosy upięły w bardzo ciężkie do ogarnięcia fryzury. Poza tym każdy z gości miał maskę.
      Kilka osób zwróciło się w jego stronę i od razu zaczęli szeptać. Miał maskę, ale i tak nietrudno było go rozpoznać. W sumie tego się spodziewał. Dziwne by było, gdyby obecność Zdrajcy- Blacka nie zrobiła żadnego wrażenia. Uśmiechnął się uroczo i stanął przy ścianie, dyskretnie wypatrując Marcusa Greaya. Z początku obawiał się, że nie rozpozna prawnika, ale potem przypomniał sobie, że każdy gospodarz jest zmuszony osobiście rozpocząć bankiet. Do godziny 17.00 zostały dwie minuty. Większość osób weszła już do „sali balowej” i zajęła miejsca przy ładnie udekorowanych stołach. Black po chwili poszedł w ich ślady.
      Sala w której się znalazł była na tyle duża by pomieścić kilka stołów, parkiet oraz scenę dla orkiestry. Z sufitu zwisały trzy ogromne żyrandole, na ścianach wisiały rodzinne portrety, duże okna ozdobione były długimi zasłonami i wszędzie stały donice z najróżniejszymi kwiatami. Syriusz domyślił się, że miejsca przy stołach zajmowane będą w określonym porządku. On, jako mniej ważny gość zadowolił się miejscem z tyłu, obok jakiejś starszej czarownicy ubranej w falbaniastą suknię o paskudnym zielonym kolorze i niebieską maskę ozdobioną mnóstwem kolorowych piór. Starał się udawać, że nie dostrzega jej wzroku. W końcu odchrząknęła i był zmuszony na nią popatrzeć.
-Jak się nazywasz młodzieńcze?- spytała.
-Black- odparł, wyglądając ponad jej głową, bo do sali wszedł właśnie Marcus Grey z żoną i nastoletnim synem.
      Kobieta również się odwróciła. Rodzina podeszła do podestu przeznaczonego dla muzyków. Gospodarz uśmiechnął się promiennie i rozłożył ręce w takim geście jakby chciał wszystkich przytulić. Syriusz przypomniał sobie, że Dumbledore zawsze tak robił podczas przemowy na rozpoczęcie roku szkolnego.
-Dziękuję wszystkim za przybycie. Mam wielką nadzieję, że będziemy się wspólnie świetnie bawić. Za nim zaczniemy świętowanie, chciałabym przywitać naszego drogiego Ministra Magii Codiego Pollea.
      Marcus poczekał, aż wszystkie oklaski ucichną. W tym samym czasie wstał Minister, który siedział na honorowym miejscu i ukłonił się w stronę reszty gości. Syriusz szczerze go nie cierpiał. Drażnił go przyklejony uśmiech mężczyzny i to, że udawał, że coś robi, a tak naprawdę tylko siedział na miejscu i ściągał z ludzi pieniądze.
-Zapraszam do zabawy. Jedźcie, pijcie, tańczcie!- zakończył przemowę Grey i wraz z rodziną zszedł ze sceny, robiąc miejsce orkiestrze.
       Zabrzmiały pierwsze nuty znanej piosenki „Zaczarowany Bal”, a na stołach pojawiły się najróżniejsze potrawy, oraz napoje.
-Zapowiada się miły wieczór, prawda panie Black?- zagadnęła siedząca obok niego kobieta z szerokim uśmiechem.
-Zaiste- mruknął, sięgając po rum porzeczkowy. 
     Sączył trunek, dyskretnie rozglądając się po sali. Rozpoznał Evana Rosnera, Traversa, oraz Lucjusza Malfoya i swojego brata Regulusa. Czyli jednak ewentualni Śmierciożercy przybyli na przyjęcie.
       Dostrzegł, że kilka par wchodzi na parkiet i zaczyna tańczyć. Musiał przyznać, że bale, a zwłaszcza maskowe, miały mimo wszystko swój urok. Zauważył Regulusa, który prowadził jakąś wysoką dziewczynę o gęstych, kręconych włosach, ubraną w błękitną, obcisłą suknię i pasującą do niej maskę. Była bardzo ładna. Syriusz miał wrażenie, że już gdzieś wcześniej ją widział, ale nie mógł sobie przypomnieć. Jego bart zaczął tańczyć z nią i musiał przyznać, że dziewczyna radzi sobie bardzo dobrze. Kilku mężczyzn zwracała uwagę na jej osobę, gdy poruszała zmysłowo biodrami w rytm muzyki.
-To Dorcas Meadowes, córka zastępcy Ministra- doszedł go głos tej starszej kobiety.
       Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że gapi się na czarnowłosą jak zaczarowany. Szybko odwrócił wzrok i wyprostował się dumnie.
-Oczywiście. Musze panią przeprosić na chwilę.
       Wstał i ruszył wzdłuż parkietu. Wszystkie młode damy, które mijał, chichotały na jego widok. Zawsze wydawało mu się, że tak zachowywały się jedynie głupie nastolatki, a nie dobrze wychowane panienki. Stwierdził, że musi którąś poprosić do tańca, bo głupio wygląda sam. Wybrał ładna blondynkę w różowej sukni, ozdobionej małymi różami. Podszedł do niej i schylił się.
-Mogę prosić?
        Uśmiechnęła się delikatnie, dygnęła i dała poprowadzić się na parkiet. Ku jego nieszczęściu, akurat ostatnia piosenka się skończyła i muzycy zaczęli grać walca. Klnąc w myślach, objął partnerkę i zaczął z nią tańczyć. Robił to naprawdę całkiem nieźle. W sumie nauki matki nie poszły na marne. Blondynka również nie była najgorszą tancerką, więc obeszło się bez niemiłych niespodzianek.
       Gdy melodia się skończyła, skłonił się, podziękował za taniec i chciał zejść z parkietu, ale orkiestra zaczęła grać kolejną piosenkę. Poczuł, że ktoś wpada w jego ramiona i ciągnie go, zmuszając do tańca. Dostrzegł partnerkę Regulusa, która uśmiechała się do niego tajemniczo. Przechyliła się do tyłu, a on złapał ją, żeby nie upadła, a następnie postawił do pionu. Stała prosto kilka sekund i zrobiła dynamiczny obrót, znów wpadając w jego ramiona. Zrobił krok w tył, a ona poszła w jego ślady. Obracali się w rytm muzyki, która była bardzo szybka. Dziewczyna tańczyła bardzo żywiołowo i musiał nieźle się postarać by dotrzymać jej kroku. Przysunęła się do niego tak blisko, że poczuł jej oddech na swoich ustach. Uśmiechała się do niego niewinnie i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że piosenka się skończyła, a goście nagradzają ich taniec brawami.
        Dziewczyna odwrócił się i zaczęła przeciskać się przez tłum. Ruszył za nią. Dostrzegł, że wychodzi z sali. Skierował kroki w tamtym kierunku, ale nagle coś innego przykuło jego uwagę. Grey minął ją w drzwiach. Szedł w towarzystwie Lucjusza Malfoya i Traversa. Prawnik miał kamienny wyraz twarzy, a dwaj pozostali uśmiechali się jakoś dziwnie. Syriusz pomyślał, że nawalił. Miał ich śledzić, podsłuchać, albo jeżeli będzie taka potrzeba to nawet interweniować, a nie bawić się w najlepsze z jakąś ładną dziewczyną.
-Cholera- mruknął.
-Witaj bracie- odpowiedział mu znajomy głos.
-Mówiąc „cholera”, akurat tym razem cię nie wołałem- odparł, odwracając się w stronę Regulusa.
       Młodszy Black miał na sobie granatową szatę zapinaną złota klamrą ozdobioną godłem Blacków. Twarz osłonił wąską maską z przyklejonymi do niej perełkami. Wyglądał bardzo poważnie. Syriusz nie pamiętał kiedy jego brat tak dorósł. Ostatnio rozmawiał z nim, a właściwie naśmiewał się z niego dwa lata temu. Młody miał w tedy czternaście lat i postanowił, że zacznie się golić.
-Czemu nie jesteś w szkole?- spytał Syriusz, po krótkiej chwili, w której obaj zdążyli dokładnie otaksować się wzajemnie wzrokiem.
-Tak się martwisz o moją edukację?- odparł złośliwie.
-Ależ oczywiście- mruknął sarkastycznie.- W końcu jesteś moim małym braciszkiem, nie?
        Reguluj odrzucił z czoła grzywkę. Obaj bracia byli do siebie bardzo podobni. Syriusz miał tylko dłuższe włosy, ciemniejsze oczy i trochę ostrzejsze rysy twarzy. Poza tym był lepiej zbudowany od niskiego i chudego Regulusa. Mimo tych różnic od razu było widać, że są rodziną. Obaj równie przystojni, wyniośli i pewni siebie. Do tego uśmiechali się identycznie.
-Zapraszam wszystkich na pokaz sztucznych ogni- głos Marcusa przerwał ich wymianę zdań.
      Goście zaczęli wychodzić z domu do ogrodu. Regulus szybko wmieszał się w tłum i zniknął gdzieś w morzu kolorowych szat. Syriusz również postanowił wyjść. Przyjęcie miało skończyć się o 20.00. Zdziwił się, że czas zleciał mu tak szybko. Nie zdążył wykonać misji i już nic nie trzymało go w posiadłości Greyów. Najchętniej już teraz wróciłby do domu, ale chciał jeszcze raz zobaczyć tajemniczą Dorcas Meadowes.
         Gdy tylko wszyscy wyszli do ogrodu nastąpił okropny huk i kilka czarodziejskich fajerwerków wyleciało w górę, wybuchając i tworząc piękne wzory. Goście zaczęli klaskać, zachwycając się widowiskiem. Black rozglądał się za czarnowłosą, ale nie wypatrzył jej. Gdy huki ucichły, kelnerzy wnieśli tace z szampanem. Gospodarz wzniósł toast i wszyscy wypili za zdrowie jego rodziny.
      Syriusz jako jeden z pierwszych opuścił przyjęcie. Teleportował się prosto do swojego domu. Jak zwykle nie miał czasu bawić się w rzucanie zaklęć ochronnych, więc tylko zamknął drzwi na klucz. Zdjął z siebie wierzchnią szatę, bo zrobiło mu się w niej okropnie gorąco. Nalał sobie trochę Ognistej do kieliszka i usiadł w fotelu myśląc nad tym co się wydarzyło. Ciężko mu było skupić się na zawalonej misji, bo w głowie wciąż miał obraz tajemniczej tancerki. Jej biodra ruszające się zmysłowo w rytm muzyki, delikatny uśmiech i piękne, piwne oczy…
        Dopił trunek i postanowił, że się położy. Mógł się wreszcie wyspać, bo czekał go wolny weekend. To była jedyna optymistyczna myśl, która mu się nasunęła.

 ***
I jest rozdział 2 ;) Obecnie piszę 9 i robię to od miesiąca :P Mam nadzieję, że ochota i wena niedługo wrócą :D Rozdziału 3 można spodziewać się 12 października.

4 komentarze:

  1. Świetny pomysł na opowiadanie, od jakiegoś czasu szukałam czegoś o Huncwotach, szczególnie o Huncwotach kończących szkołę. Przyjęłaś fajną perspektywę i całkiem dobrze wychodzi Ci patrzenie na świat oczami Syriusza. Rzeczywistość jest taka zupełnie niecukierkowe, czyli taka jak powinna być podczas wojny. Bardzo mi się podobają Twoje pomysły z kursem, bal to też świetny motyw. Jestem strasznie ciekawa co wydarzy się dalej.
    Pozdrawiam ciepło.
    hogwarts-friendship

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, i zapomniałam dodać, że niesamowicie podoba mi się cytat na belce: jest idealny!

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobał. To się czyta jak książkę. Siadasz i po prostu czytasz :)
    No i widzę, że wprowadziłaś wątek Dorcas. Syriusz zawalił misję, a może tylko mu się wydaje, że zawalił. Tak naprawdę nie podoba mi się tam obecność Regulusa. On coś może kombinować. Bo niby zagadną do Syriusza tak po prostu? I tak dla wiadomości, też lubię Regulusa, w ogóle lubię Blacków :P
    Pozdrawiam ;)

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń