Azkaban, w 1925 został
przekształcony w więzienie. Wcześniej pełnił rolę twierdzy obronnej w której
chroniły się rodziny goblinów podczas wielu bitew. Budowla okazała się na tyle
stabilna, że po szybkiej renowacji, udało się naprawić zniszczoną w 1921 roku
część wschodnią i oddać ją do użytku państwa. William Bennet, który obejmował
stanowisko Przewodniczącego Działu Sprawiedliwości, zajął się wyposażeniem
twierdzy w narzędzia tortur, które teraz wydają się bardzo prymitywne. Z
notatek więziennych, dowiadujemy się jednak, że ich skuteczność była wysoka.
Dopiero w 1943 roku, Brian Holland sprowadził nowych strażników, by udaremnić
więźniom ucieczki. Niektórzy twierdzą, ze dementorzy mogą zastąpić wszystkie
inne środki ostrożności, jak na przykład silne zaklęcia ochronne, zawiłe
korytarze, zamki i kraty w celach, oraz niebezpieczne morze, które otacza
wyspę…
-Black!
Podniósł głowę
znad czytanej książki. Nad nim stał Alastor Moody z niezadowoloną miną. Chociaż
to mało powiedziane- Auror aż kipiał z wściekłości.
-Słyszałeś co powiedziałem?!- warknął.
Syriusz zaczął
gorączkowo myśleć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Kojarzył jedynie
urywki z „Magicznych twierdz”, zadziwiająco wciągającej lektury, ale temat
zajęć jakoś mu umknął. O czym mógł mówić Szalonooki na obronie przed urokami?
Wiedział, że na
kurs aurorski ciężko się dostać i gdy kogoś z niego wyrzucą, nie ma powrotu.
Bał się, że nawali. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko. Ma zostać
wyrzucony po tygodniu? Załapał się na 17 miejsce z 20 możliwych. Prawda, że był
jednym z najlepszych nowych uczniów, ale stopnie, które uzyskał na owutemach
pozwoliły mu ledwo zahaczyć się na szary koniec listy.
Teraz znajdował
się w beznadziejnej sytuacji. Wolałby stanąć oko w oko z nosorożcem, Voldemortem,
MaCgonagall lub własną matką, niż zdenerwowanym Moodym.
Poczuł, że ktoś go szturchnął. Cichy szept Mary MaCdonalld
wdarł się do jego mózgu.
-O tarczach ochronnych- sam nie wiedział skąd znalazła się w
nim ta odwaga, bo jego głos nawet lekko nie zadrżał, chociaż miał sucho w
gardle.
-Świetnie. Mam za to dla ciebie nagrodę.
Syriusz
przełknął ślinę. Nagroda na pewno nie była przyjemna. Auror nie miał w zwyczaju
nagradzać nikogo, no chyba, że jakąś ciężką pracą lub dodatkowym zadaniem.
-Zostajesz wysłany do Ministerstwa, do Biura Aurorów na
miesięczny test. Towarzyszyć ci będzie MaCdonalld, bo wydaje mi się, że sobie
bez niej nie poradzisz. A teraz- zatrzasnął książkę, którą Syriusz czytał.-
lepiej zacznij słuchać, bo jednego roku nie skończysz.
***
Pomyślał, że
wolałby jednak by go wyrzucili. Gadanie zdenerwowanej Mary było dużo gorsze.
-Dzięki Black- powtarzała w kółko.- W ładne bagno nas
wpakowałeś, nie ma co.
-Chwileczkę!- przerwał jej w końcu, wyprowadzony z
równowagi.- Nie kazałem ci podpowiadać.
-Niewdzięcznik!- fuknęła.
Całą siłą woli
powstrzymał się by czegoś złośliwego nie powiedzieć. Mary była osobą miła,
sympatyczną, pomocną i na ogół spokojną. Naprawdę trzeba było ją zdenerwować,
by wytrącić ją z równowagi. A gdy to się stało, to kaplica.
-Chodźmy- powiedział zrezygnowany.
Nie lubił
Ministerstwa Magii. To miejsce zawsze wydawało mu się dziwnie sztywne. Wszyscy
pracownicy chodzili ubrani w schludne, eleganckie szaty. Byli sztuczni i
zapracowani. Poza tym musieli trzymać się wszystkich wyznaczonych reguł,
jakkolwiek byłyby głupie. Jedno, jedyne miejsce w całym budynku różniło się od
reszty. Biuro Aurorów było spełnieniem marzeń każdego chłopaka, który właśnie
wkroczył w dorosłość. Tętniło życiem. Ciągła adrenalina, niebezpieczeństwo i
zarazem radość bycia z innymi ludźmi mieszała się, tworząc wspaniałą całość.
Oczywiście to miejsce miało jedną, małą wadę- żeby dostać w nim robotę, trzeba było
się wysilić. I to znacznie.
Mary próbowała go
powstrzymać, twierdząc, że takie wtargnięcie, jest nie na miejscu. Jednak
Blackowi ciężko było cokolwiek wmówić. Pchnął drzwi i wszedł zostawiając ją na
korytarzu. Ściany w sali w której się znalazł miały mlecznobiały kolor i
przywodziły na myśl szpital. Wszędzie wisiały plakaty poszukiwanych
przestępców.
Z gabinetu numer
3 wyszedł młody, czarnoskóry mężczyzna. Wyglądało na to, że niedawno ukończył
kurs. Podszedł do niego i niskim głosem spytał:
-O co chodzi?
-Syriusz Black i Mary MaCdonnalld. Pierwszy rok kursu
aurorskiego. Zostaliśmy tu przysłani przez Alastora Moodiego- powiedział z poważną miną, chcąc
przynajmniej stworzyć pozory idealnego kandydata na przyszłego pogromcę
czarnoksiężników.
Ku zdziwieniu
Syriusza, młody Auror uśmiechnął się jakoś tak dziwnie. W tym samym czasie
dołączyła do nich speszona Mary.
-Trzecie drzwi na lewo- oznajmił czarnoskóry.- John Spitz
was przyjmie. Miłej zabawy.
Odszedł.
MaCdonalld patrzyła się na drzwi za którymi zniknął. Ocknęła się dopiero, gdy
Syriusz zaczął iść do przodu.
-Łapa!- zawołała za nim, zrównując swój krok z jego.
-I widzisz?- spytał ucieszony.- Nie jest tak źle.
-Wciąż nie jestem przekonana…
-Daj spokój- zatrzymali się przed drzwiami, na których
wisiała tabliczka z napisem „John Spitz- szef brygady uderzeniowej”- To tu.
Zapukał i po
słowach „proszę”, wszedł do środka. Dziewczyna zaraz za nim. Gabinet w którym
się znaleźli był urządzony skromne, można powiedzieć, że panowały tam swego
rodzaju spartańskie warunki. Ściany były krwistoczerwone, po lewej stronie od
wejścia znajdowała się stara szafa z mnóstwem szuflad, a przed oknem duże,
drewniane biurko, przy którym siedział groźnie wyglądający mężczyzna. Zero
dekoracji, jedynie korkowa tablica do której przypięte były kartki
informacyjne.
John był mężczyzną
po czterdziestce, miał ciemne włosy w które wplotły się siwe pasma. Wąskie oczy
przysłaniały krzaczaste brwi, a nad ustami wyhodował sobie pokaźnych rozmiarów
wąsik. Jednak jego głównym znakiem rozpoznawczym była czarna szrama nad okiem.
-Słucham?- spytał gardłowym głosem.
-Syriusz Black i Mary MaCdonalld- poinformował Black, znów
przywołując poważną minę.
Mężczyzna
zmierzył ich wzrokiem i Syriusz założyłby się, że dostrzegł nikły uśmiech na
jego srogiej twarzy.
-Już wiem o co chodzi- powiedział John.- Będziecie tu
pracować cały miesiąc. Chodźcie, zapoznam was z waszymi zadaniami.
***
-Mówiłam ci, jak cię nienawidzę?- spytała znów Mary.
Otworzył usta
by powiedzieć swoje nieśmiertelne zdanie, „Daj spokój, nie jest tak źle”, ale
stwierdził, że jednak jest. Moody faktycznie się na nich zemścił. Mary
przydzielono do roli „sprzątaczki” (dziewczyna sama tak to określiła), która
miała sortować papiery, przynosić Aurorom wyższej rangi kawę, oraz sprzątać ich
biura. Syriusz natomiast został… sekretarką. Musiał zajmować się papierkową
robotą- pisaniem raportów, odbieraniem listów, przekazywaniem nudnych
informacji, oraz innymi, beznadziejnymi czynnościami.
Cały miesiąc
musieli pracować za darmo, uczęszczać na kurs i jeszcze spotkania Zakonu- tajnej
organizacji, której zadaniem była walka z Voldemortem- czarnoksiężnikiem, który
z dnia na dzień stanowił coraz większe zagrożenie dla społeczności. Mary miała
prawo się zdenerwować. Black również był wkurzony. Poczuł się niesprawiedliwie
potraktowany. Przecież nie zrobił nic takiego! Nikt go nie poinformował jak
wyglądają kary na kursie.
-Ciesz się- powiedziała MaCdonalld, wyciągając karty z
jednej z szuflad.- że nas nie wywalili.
-Ja się cieszę. To ty ciągle narzekasz.
Posłała mu
mordercze spojrzenie. Pomyślał, że rzeczywiście jest źle. Mary nigdy wcześniej
tak długo się nie złościła. Zwykle przechodziło jej po maksimum pół godziny. A
teraz? Warczała na niego od ponad trzech godzin. Praca w miłym towarzystwie,
nawet taka nudna jest do zniesienia, ale praca z zołzą, to już zupełnie coś
innego.
Do gabinetu,
który im przydzielono, wszedł ten sam czarnoskóry mężczyzna, którego poznali po
południu. Dopiero teraz Mary mogła mu się przyjrzeć. Był przystojny, mimo że…
łysy. Jednak zainteresowały ją kolczyki w uszach mężczyzny. Jej zdaniem, taki
wygląd był bardzo męski! Chociaż zawsze wydawało się jej, że Aurorom nie wolno
nosić takich ozdób.
-Jak wam się tu podoba?- zagadnął.
-Jest super- powiedziała pospiesznie dziewczyna.
Syriusz spojrzał
na nią ze zdziwieniem. Minutę wcześniej była gotowa wypruć mu wszystkie flaki,
a teraz z uśmiechem i ochotą zabrała się do roboty. Wiedział, że kobiety są
zmienne, ale to była przesada.
-Jest beznadziejnie- on miał zupełnie inne zdanie na ten
temat.- To jest piekielnie nudne.
Młody Auror
zaśmiał się głośno. Miał niski głos, więc zabrzmiał trochę jak Święty Mikołaj
upojony alkoholem. Black zaśmiał się w myśli ze swojego trafnego porównania.
-A czego się spodziewałeś?- znów zadał pytanie.- W zeszłym
roku skończyłem kurs i pierwsze trzy miesiące pracowałem w gorszych warunkach,
potem dopiero przydzielono mnie na staż do jednego ze starszych Aurorów i może
już niedługo dostanę własne zadanie…
-To super!- krzyknęła uradowana Mary, na co Syriusz zrobił
wielkie oczy, bo jego przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała.
-Jak już ukończycie kurs, to będziecie mieli wprawę…
-Shacklebolt!- usłyszeli krzyk.- Gdzie jesteś?!
-Muszę iść- powiedział, wzdychając przy tym.- Miłej zabawy…
I tak przy okazji- dodał, zatrzymując się w drzwiach.- Jestem Kingsley.
-A ja Mary!- zawołała za nim dziewczyna.- No co?- spytała,
dostrzegając wzrok Łapy.
-Nic- mruknął.
Mary zarumieniła
się i powróciła do sortowania papierów. Nie patrzyła na Blacka, ale mimo to i
tak czuła, że chłopak uśmiecha się łobuzersko.
***
Spotkania Zakonu
Feniksa odbywały się w małym dworku na obrzeżach Londynu. Posiadłość należała
kiedyś do pradziadka Dedalusa Diggle. Dedalus odziedziczył ją, ale nie chciał
tam mieszkać. Oddał więc dworek do użytku Zakonu. Frank Longbottom nazwał go
kiedyś Kwaterą Główną. Reszta zgromadzenia przyjęła ją i od tamtego czasu,
między sobą tak nazywała stary dom.
Członkowie
gromadzili się zawsze w pomieszczeniu, które pierwotnie służyło jako jadalnia.
Pokój był duży, przestronny, ale raczej skromnie umeblowany. Rodzina Diggle nie
należała do zamożnych. Najważniejszym meblem był tam wielki, rzeźbiony stół,
przy którym wszyscy zasiadali. U samej góry znajdowało się miejsce Dumbledorea,
Moodiego i MaCgonagall. Reszta zajmowała swoje, według uznania, albo po prostu
tam, gdzie było miejsce.
Kiedy Syriusz
wszedł do sali, większość osób już tam była. Usiadł obok Rogacza i nachylił się
w jego stronę.
-Dyrektor już coś mówił?- szepnął.
-Jeszcze nie. Pierwszy raz przyszedłeś na czas.
Black miał
tendencję do spóźniania się co niezmiernie drażniło większość ludzi, którzy
mieli nieszczęście go poznać. W Hogwarcie dostawał za to wiele szlabanów,
dziewczyny z którymi się umawiał bywały oburzone, a członkowie Zakonu wywracali
oczami, gdy wpadał na spotkanie, trzaskał drzwiami i krzyczał „przepraszam”.
-Dziękuję, że tak licznie przyszliście na dzisiejsze
spotkanie- powiedział dyrektor, wstając by wszyscy mogli go dobrze widzieć.-
Mamy kilka spraw do omówienia. Alastorze mógłbyś?
Auror skinął
głową, ale nie wysilił się, żeby wstać. Był niski, więc kilka osób siedzących
po drugiej stronie stołu, musiało wyciągnąć głowy by go zobaczyć. W sumie
wyglądał jak zawsze- szramy zdobiły jego szpetną twarz, krzywił się
obrzydliwie, a jego magiczne oko, które przerażało większość osób, poruszało
się szybko lustrując każdego z osobna.
-Udało nam się zdemaskować dwóch Śmierciożerców-
powiedział.- Jak na razie czekają w Azkabanie na proces i moja w tym głowa,
żeby nikt ich nie wypuścił. To była ta lepsza informacja. Gorsza jest taka, że
straciliśmy jednego Aurora i jednego zakonnika. Terry był z nami tylko miesiąc
i poległ podczas misji. Prawdopodobnie zginął w walce. Jakiś mugol znalazł jego
ciało. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy.
Wszyscy opuścili
głowy. Kiedy Syriusz dołączał do Zakonu, zupełnie inaczej wyobrażał sobie
wojnę. Zgodnie z panującą zasadą to dobro powinno wygrywać i każdy kto
znajdował się po jego stronie powinien przeżyć. W swoich wyobrażeniach powalał
dziesięciu Śmierciożerców paroma spektakularnymi zaklęciami i każdy uważał go
za bohatera. Szybko okazało się, że rzeczywistość jest bardziej brutalna. Jak
na razie to zło przeważało szalę, a walka z nim kosztowała wiele. Życie ludzkie
było najgorszą, ale najczęstszą zapłatą. Z każdą przegraną bitwą Black coraz
bardziej tracił wiarę w zwycięstwo dobra. Kiedy zostawał sam w swoim
mieszkaniu, często rozmyślał nad sensem tego co robi. Jako uczeń nie wyobrażał
sobie, że mogłoby pracować inaczej. Wojna, niebezpieczeństwo i adrenalina były
jego żywiołem. Tylko, że w Hogwarcie wszystko wydawało się prostsze…
-Dziękuję- przemówił znów Moody, twardym głosem. Łapa szybko
nauczył się od niego, że nie wolno się rozczulać, bo to i tak nic nie daje.-
Dzięki Lupinowi- wszyscy odwrócili się w stronę bladego jak papier Remusa-
wiemy, że Walker nie jest Śmerciożercą.
Jednak niestety sprowadza to nas do punktu wyjścia.
-Nie bądźmy takimi pesymistami, Alastorze- Dumbledore uśmiechnął
się promiennie.- Dziękujemy ci Remusie za dobrze przeprowadzoną misję. Dzisiaj
mamy kolejną, tym razem dla ciebie Syriuszu.
Black, jak na
komendę, wyprostował się. Należał do Zakonu od niedawna i marzył o własnym
zadaniu. James i Remus już swoje wykonali, a on wciąż czekał, czując się
niedocenionym. Teraz wreszcie nadarzyła się okazja, że będzie mógł się wykazać.
-Proszę poczekaj chwilę po spotkaniu. Jest jeszcze jedna
sprawa…
Ale Syriusz już
go nie słuchał. Myślami błądził po zalanej krwią wiosce, gdzie mogłaby rozegrać
się bitwa z jego udziałem. Znów widział siebie w roli super bohatera,
ratującego jakieś dziecko z płonącego budynku lub osłaniającego własnym ciałem
ładną dziewczynę zaatakowaną jakąś czarnomagiczną klątwą.
Do rzeczywistości
przywróciła go dłoń Jamesa, która znalazła się na jego ramieniu. Podniósł głowę
i dostrzegł uśmiechniętą twarz przyjaciela. Rozejrzał się po salonie. Wszyscy
zbierali się do wyjścia, więc najwyraźniej spotkanie się skończyło.
-Do zobaczenia- pożegnał się Potter.
-Cześć.
Odczekał chwilę,
aż większość osób wyszła i podszedł do Dumbledorea, MaCgonagall i Moodiego,
którzy jako jedyni siedzieli wciąż na swoich miejscach i rozmawiali
przyciszonymi głosami.
-Usiądź Syriuszu- polecił dyrektor. Kiedy Black wykonał
polecenie, mężczyzna kontynuował.- Misja może okazać się dla ciebie trudna,…
-Na pewno nie- zaprzeczył odruchowo.
-...ponieważ zmusi cię do robienia rzeczy, których nie
lubisz. Twoim zadaniem będzie udawanie czysto krwistego arystokraty na przyjęciu
u Marcusa Greya.
-Tego prawnika?- zdziwił się.
-Tak jest. Przypuszczamy, że Voldemort się nim interesuje.
Wyobraź sobie co może się stać, kiedy taki wpływowy członek Wizengamotu
zostanie jego sługą.
-Będzie mógł uniewinnić wielu Śmierciożerców- wyjaśnił
Moody, widząc, że Syriusz najwyraźniej nie zrozumiał powagi sytuacji.
-No tak- przyznał rację Black.- Ale co ja niby miałbym robić
na takim przyjęciu?
-Marcus organizuje przyjęcie na które zaprasza wiele osób, w
tym przypuszczalnie również Śmierciożerców. Potrzebujemy więc kogoś z Zakonu
kto będzie ich szpiegował. Ty nadajesz się do tego idealnie. Pochodzisz ze
starego, szanowanego rodu, świetnie znasz się na manierach i zasadach
panujących na takich przyjęciach. Bez problemu wtopisz się w tłum.
-Wszystko pięknie, ładnie, ale jest jednak mały problem-
uchodzę za zdrajcę. Wątpię, żeby ktoś uwierzył w moje „nawrócenie”.
-W takim razie- odezwała się MaCgonagall z błyskiem w oku.-
Musisz sprawić by uwierzyli.
-Zgadzasz się?- dyrektor spojrzał na niego uważnie.
Syriusz wahał
się tylko kilka sekund. Uśmiechnął się i skinął głową.
***
I jest pierwszy rozdział. Za betę dziękuję Szarej Damie. Mam nadzieję, że się spodoba. Kolejnego rozdziału można się spodziewać 28 września.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWow!!! Naprawdę piszesz bardzo dobrze... no i jak już mówiłam tak czysto, że wszystko trzyma się całkowicie kupy. To naprawdę rzadko spotykane na blogach. Widzę, że odeszłaś od standardu. Nie Hogwart, tylko czasy po Hogwarcie. Szczerze mówiąc z tym się nie spotkałam. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie. No i Syriusz jest taki syriuszowy. I te jego marzenia o wojnie - idealnie pokazują spojrzenie młodych ludzi na świat :)
OdpowiedzUsuńBaaaaaaardzo mi się podobał ;)
Pozdrawiam :D
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/