sobota, 14 września 2013

Rozdział 1

Azkaban, w 1925 został przekształcony w więzienie. Wcześniej pełnił rolę twierdzy obronnej w której chroniły się rodziny goblinów podczas wielu bitew. Budowla okazała się na tyle stabilna, że po szybkiej renowacji, udało się naprawić zniszczoną w 1921 roku część wschodnią i oddać ją do użytku państwa. William Bennet, który obejmował stanowisko Przewodniczącego Działu Sprawiedliwości, zajął się wyposażeniem twierdzy w narzędzia tortur, które teraz wydają się bardzo prymitywne. Z notatek więziennych, dowiadujemy się jednak, że ich skuteczność była wysoka. Dopiero w 1943 roku, Brian Holland sprowadził nowych strażników, by udaremnić więźniom ucieczki. Niektórzy twierdzą, ze dementorzy mogą zastąpić wszystkie inne środki ostrożności, jak na przykład silne zaklęcia ochronne, zawiłe korytarze, zamki i kraty w celach, oraz niebezpieczne morze, które otacza wyspę…
-Black!
      Podniósł głowę znad czytanej książki. Nad nim stał Alastor Moody z niezadowoloną miną. Chociaż to mało powiedziane- Auror aż kipiał z wściekłości.
-Słyszałeś co powiedziałem?!- warknął.
      Syriusz zaczął gorączkowo myśleć, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Kojarzył jedynie urywki z „Magicznych twierdz”, zadziwiająco wciągającej lektury, ale temat zajęć jakoś mu umknął. O czym mógł mówić Szalonooki na obronie przed urokami?
     Wiedział, że na kurs aurorski ciężko się dostać i gdy kogoś z niego wyrzucą, nie ma powrotu. Bał się, że nawali. Nie spodziewał się jednak, że tak szybko. Ma zostać wyrzucony po tygodniu? Załapał się na 17 miejsce z 20 możliwych. Prawda, że był jednym z najlepszych nowych uczniów, ale stopnie, które uzyskał na owutemach pozwoliły mu ledwo zahaczyć się na szary koniec listy.
      Teraz znajdował się w beznadziejnej sytuacji. Wolałby stanąć oko w oko z nosorożcem, Voldemortem, MaCgonagall lub własną matką, niż zdenerwowanym Moodym.
Poczuł, że ktoś go szturchnął. Cichy szept Mary MaCdonalld wdarł się do jego mózgu.
-O tarczach ochronnych- sam nie wiedział skąd znalazła się w nim ta odwaga, bo jego głos nawet lekko nie zadrżał, chociaż miał sucho w gardle.
-Świetnie. Mam za to dla ciebie nagrodę.
       Syriusz przełknął ślinę. Nagroda na pewno nie była przyjemna. Auror nie miał w zwyczaju nagradzać nikogo, no chyba, że jakąś ciężką pracą lub dodatkowym zadaniem.
-Zostajesz wysłany do Ministerstwa, do Biura Aurorów na miesięczny test. Towarzyszyć ci będzie MaCdonalld, bo wydaje mi się, że sobie bez niej nie poradzisz. A teraz- zatrzasnął książkę, którą Syriusz czytał.- lepiej zacznij słuchać, bo jednego roku nie skończysz.
***
      Pomyślał, że wolałby jednak by go wyrzucili. Gadanie zdenerwowanej Mary było dużo gorsze.
-Dzięki Black- powtarzała w kółko.- W ładne bagno nas wpakowałeś, nie ma co.
-Chwileczkę!- przerwał jej w końcu, wyprowadzony z równowagi.- Nie kazałem ci podpowiadać.
-Niewdzięcznik!- fuknęła.
        Całą siłą woli powstrzymał się by czegoś złośliwego nie powiedzieć. Mary była osobą miła, sympatyczną, pomocną i na ogół spokojną. Naprawdę trzeba było ją zdenerwować, by wytrącić ją z równowagi. A gdy to się stało, to kaplica.
-Chodźmy- powiedział zrezygnowany.
       Nie lubił Ministerstwa Magii. To miejsce zawsze wydawało mu się dziwnie sztywne. Wszyscy pracownicy chodzili ubrani w schludne, eleganckie szaty. Byli sztuczni i zapracowani. Poza tym musieli trzymać się wszystkich wyznaczonych reguł, jakkolwiek byłyby głupie. Jedno, jedyne miejsce w całym budynku różniło się od reszty. Biuro Aurorów było spełnieniem marzeń każdego chłopaka, który właśnie wkroczył w dorosłość. Tętniło życiem. Ciągła adrenalina, niebezpieczeństwo i zarazem radość bycia z innymi ludźmi mieszała się, tworząc wspaniałą całość. Oczywiście to miejsce miało jedną, małą wadę- żeby dostać w nim robotę, trzeba było się wysilić. I to znacznie.
     Mary próbowała go powstrzymać, twierdząc, że takie wtargnięcie, jest nie na miejscu. Jednak Blackowi ciężko było cokolwiek wmówić. Pchnął drzwi i wszedł zostawiając ją na korytarzu. Ściany w sali w której się znalazł miały mlecznobiały kolor i przywodziły na myśl szpital. Wszędzie wisiały plakaty poszukiwanych przestępców.
     Z gabinetu numer 3 wyszedł młody, czarnoskóry mężczyzna. Wyglądało na to, że niedawno ukończył kurs. Podszedł do niego i niskim głosem spytał:
-O co chodzi?
-Syriusz Black i Mary MaCdonnalld. Pierwszy rok kursu aurorskiego. Zostaliśmy tu przysłani przez Alastora  Moodiego- powiedział z poważną miną, chcąc przynajmniej stworzyć pozory idealnego kandydata na przyszłego pogromcę czarnoksiężników.
       Ku zdziwieniu Syriusza, młody Auror uśmiechnął się jakoś tak dziwnie. W tym samym czasie dołączyła do nich speszona Mary.
-Trzecie drzwi na lewo- oznajmił czarnoskóry.- John Spitz was przyjmie. Miłej zabawy.
      Odszedł. MaCdonalld patrzyła się na drzwi za którymi zniknął. Ocknęła się dopiero, gdy Syriusz zaczął iść do przodu.
-Łapa!- zawołała za nim, zrównując swój krok z jego.
-I widzisz?- spytał ucieszony.- Nie jest tak źle.
-Wciąż nie jestem przekonana…
-Daj spokój- zatrzymali się przed drzwiami, na których wisiała tabliczka z napisem „John Spitz- szef brygady uderzeniowej”- To tu.
      Zapukał i po słowach „proszę”, wszedł do środka. Dziewczyna zaraz za nim. Gabinet w którym się znaleźli był urządzony skromne, można powiedzieć, że panowały tam swego rodzaju spartańskie warunki. Ściany były krwistoczerwone, po lewej stronie od wejścia znajdowała się stara szafa z mnóstwem szuflad, a przed oknem duże, drewniane biurko, przy którym siedział groźnie wyglądający mężczyzna. Zero dekoracji, jedynie korkowa tablica do której przypięte były kartki informacyjne.
     John był mężczyzną po czterdziestce, miał ciemne włosy w które wplotły się siwe pasma. Wąskie oczy przysłaniały krzaczaste brwi, a nad ustami wyhodował sobie pokaźnych rozmiarów wąsik. Jednak jego głównym znakiem rozpoznawczym była czarna szrama nad okiem.
-Słucham?- spytał gardłowym głosem.
-Syriusz Black i Mary MaCdonalld- poinformował Black, znów przywołując poważną minę.
      Mężczyzna zmierzył ich wzrokiem i Syriusz założyłby się, że dostrzegł nikły uśmiech na jego srogiej twarzy.
-Już wiem o co chodzi- powiedział John.- Będziecie tu pracować cały miesiąc. Chodźcie, zapoznam was z waszymi zadaniami.
***
-Mówiłam ci, jak cię nienawidzę?- spytała znów Mary.
       Otworzył usta by powiedzieć swoje nieśmiertelne zdanie, „Daj spokój, nie jest tak źle”, ale stwierdził, że jednak jest. Moody faktycznie się na nich zemścił. Mary przydzielono do roli „sprzątaczki” (dziewczyna sama tak to określiła), która miała sortować papiery, przynosić Aurorom wyższej rangi kawę, oraz sprzątać ich biura. Syriusz natomiast został… sekretarką. Musiał zajmować się papierkową robotą- pisaniem raportów, odbieraniem listów, przekazywaniem nudnych informacji, oraz innymi, beznadziejnymi czynnościami.
       Cały miesiąc musieli pracować za darmo, uczęszczać na kurs i jeszcze spotkania Zakonu- tajnej organizacji, której zadaniem była walka z Voldemortem- czarnoksiężnikiem, który z dnia na dzień stanowił coraz większe zagrożenie dla społeczności. Mary miała prawo się zdenerwować. Black również był wkurzony. Poczuł się niesprawiedliwie potraktowany. Przecież nie zrobił nic takiego! Nikt go nie poinformował jak wyglądają kary na kursie.
-Ciesz się- powiedziała MaCdonalld, wyciągając karty z jednej z szuflad.- że nas nie wywalili.
-Ja się cieszę. To ty ciągle narzekasz.
     Posłała mu mordercze spojrzenie. Pomyślał, że rzeczywiście jest źle. Mary nigdy wcześniej tak długo się nie złościła. Zwykle przechodziło jej po maksimum pół godziny. A teraz? Warczała na niego od ponad trzech godzin. Praca w miłym towarzystwie, nawet taka nudna jest do zniesienia, ale praca z zołzą, to już zupełnie coś innego.
     Do gabinetu, który im przydzielono, wszedł ten sam czarnoskóry mężczyzna, którego poznali po południu. Dopiero teraz Mary mogła mu się przyjrzeć. Był przystojny, mimo że… łysy. Jednak zainteresowały ją kolczyki w uszach mężczyzny. Jej zdaniem, taki wygląd był bardzo męski! Chociaż zawsze wydawało się jej, że Aurorom nie wolno nosić takich ozdób.
-Jak wam się tu podoba?- zagadnął.
-Jest super- powiedziała pospiesznie dziewczyna.
      Syriusz spojrzał na nią ze zdziwieniem. Minutę wcześniej była gotowa wypruć mu wszystkie flaki, a teraz z uśmiechem i ochotą zabrała się do roboty. Wiedział, że kobiety są zmienne, ale to była przesada.
-Jest beznadziejnie- on miał zupełnie inne zdanie na ten temat.- To jest piekielnie nudne.
        Młody Auror zaśmiał się głośno. Miał niski głos, więc zabrzmiał trochę jak Święty Mikołaj upojony alkoholem. Black zaśmiał się w myśli ze swojego trafnego porównania.
-A czego się spodziewałeś?- znów zadał pytanie.- W zeszłym roku skończyłem kurs i pierwsze trzy miesiące pracowałem w gorszych warunkach, potem dopiero przydzielono mnie na staż do jednego ze starszych Aurorów i może już niedługo dostanę własne zadanie…
-To super!- krzyknęła uradowana Mary, na co Syriusz zrobił wielkie oczy, bo jego przyjaciółka nigdy się tak nie zachowywała.
-Jak już ukończycie kurs, to będziecie mieli wprawę…
-Shacklebolt!- usłyszeli krzyk.- Gdzie jesteś?!
-Muszę iść- powiedział, wzdychając przy tym.- Miłej zabawy… I tak przy okazji- dodał, zatrzymując się w drzwiach.- Jestem Kingsley.
-A ja Mary!- zawołała za nim dziewczyna.- No co?- spytała, dostrzegając wzrok Łapy.
-Nic- mruknął.
      Mary zarumieniła się i powróciła do sortowania papierów. Nie patrzyła na Blacka, ale mimo to i tak czuła, że chłopak uśmiecha się łobuzersko.
***
     Spotkania Zakonu Feniksa odbywały się w małym dworku na obrzeżach Londynu. Posiadłość należała kiedyś do pradziadka Dedalusa Diggle. Dedalus odziedziczył ją, ale nie chciał tam mieszkać. Oddał więc dworek do użytku Zakonu. Frank Longbottom nazwał go kiedyś Kwaterą Główną. Reszta zgromadzenia przyjęła ją i od tamtego czasu, między sobą tak nazywała stary dom.
      Członkowie gromadzili się zawsze w pomieszczeniu, które pierwotnie służyło jako jadalnia. Pokój był duży, przestronny, ale raczej skromnie umeblowany. Rodzina Diggle nie należała do zamożnych. Najważniejszym meblem był tam wielki, rzeźbiony stół, przy którym wszyscy zasiadali. U samej góry znajdowało się miejsce Dumbledorea, Moodiego i MaCgonagall. Reszta zajmowała swoje, według uznania, albo po prostu tam, gdzie było miejsce.
      Kiedy Syriusz wszedł do sali, większość osób już tam była. Usiadł obok Rogacza i nachylił się w jego stronę.
-Dyrektor już coś mówił?- szepnął.
-Jeszcze nie. Pierwszy raz przyszedłeś na czas.
       Black miał tendencję do spóźniania się co niezmiernie drażniło większość ludzi, którzy mieli nieszczęście go poznać. W Hogwarcie dostawał za to wiele szlabanów, dziewczyny z którymi się umawiał bywały oburzone, a członkowie Zakonu wywracali oczami, gdy wpadał na spotkanie, trzaskał drzwiami i krzyczał „przepraszam”.
-Dziękuję, że tak licznie przyszliście na dzisiejsze spotkanie- powiedział dyrektor, wstając by wszyscy mogli go dobrze widzieć.- Mamy kilka spraw do omówienia. Alastorze mógłbyś?
       Auror skinął głową, ale nie wysilił się, żeby wstać. Był niski, więc kilka osób siedzących po drugiej stronie stołu, musiało wyciągnąć głowy by go zobaczyć. W sumie wyglądał jak zawsze- szramy zdobiły jego szpetną twarz, krzywił się obrzydliwie, a jego magiczne oko, które przerażało większość osób, poruszało się szybko lustrując każdego z osobna.
-Udało nam się zdemaskować dwóch Śmierciożerców- powiedział.- Jak na razie czekają w Azkabanie na proces i moja w tym głowa, żeby nikt ich nie wypuścił. To była ta lepsza informacja. Gorsza jest taka, że straciliśmy jednego Aurora i jednego zakonnika. Terry był z nami tylko miesiąc i poległ podczas misji. Prawdopodobnie zginął w walce. Jakiś mugol znalazł jego ciało. Uczcijmy ich pamięć minutą ciszy.
      Wszyscy opuścili głowy. Kiedy Syriusz dołączał do Zakonu, zupełnie inaczej wyobrażał sobie wojnę. Zgodnie z panującą zasadą to dobro powinno wygrywać i każdy kto znajdował się po jego stronie powinien przeżyć. W swoich wyobrażeniach powalał dziesięciu Śmierciożerców paroma spektakularnymi zaklęciami i każdy uważał go za bohatera. Szybko okazało się, że rzeczywistość jest bardziej brutalna. Jak na razie to zło przeważało szalę, a walka z nim kosztowała wiele. Życie ludzkie było najgorszą, ale najczęstszą zapłatą. Z każdą przegraną bitwą Black coraz bardziej tracił wiarę w zwycięstwo dobra. Kiedy zostawał sam w swoim mieszkaniu, często rozmyślał nad sensem tego co robi. Jako uczeń nie wyobrażał sobie, że mogłoby pracować inaczej. Wojna, niebezpieczeństwo i adrenalina były jego żywiołem. Tylko, że w Hogwarcie wszystko wydawało się prostsze…
-Dziękuję- przemówił znów Moody, twardym głosem. Łapa szybko nauczył się od niego, że nie wolno się rozczulać, bo to i tak nic nie daje.- Dzięki Lupinowi- wszyscy odwrócili się w stronę bladego jak papier Remusa- wiemy, że  Walker nie jest Śmerciożercą. Jednak niestety sprowadza to nas do punktu wyjścia.
-Nie bądźmy takimi pesymistami, Alastorze- Dumbledore uśmiechnął się promiennie.- Dziękujemy ci Remusie za dobrze przeprowadzoną misję. Dzisiaj mamy kolejną, tym razem dla ciebie Syriuszu.
      Black, jak na komendę, wyprostował się. Należał do Zakonu od niedawna i marzył o własnym zadaniu. James i Remus już swoje wykonali, a on wciąż czekał, czując się niedocenionym. Teraz wreszcie nadarzyła się okazja, że będzie mógł się wykazać.
-Proszę poczekaj chwilę po spotkaniu. Jest jeszcze jedna sprawa…
       Ale Syriusz już go nie słuchał. Myślami błądził po zalanej krwią wiosce, gdzie mogłaby rozegrać się bitwa z jego udziałem. Znów widział siebie w roli super bohatera, ratującego jakieś dziecko z płonącego budynku lub osłaniającego własnym ciałem ładną dziewczynę zaatakowaną jakąś czarnomagiczną klątwą.
      Do rzeczywistości przywróciła go dłoń Jamesa, która znalazła się na jego ramieniu. Podniósł głowę i dostrzegł uśmiechniętą twarz przyjaciela. Rozejrzał się po salonie. Wszyscy zbierali się do wyjścia, więc najwyraźniej spotkanie się skończyło.
-Do zobaczenia- pożegnał się Potter.
-Cześć.
      Odczekał chwilę, aż większość osób wyszła i podszedł do Dumbledorea, MaCgonagall i Moodiego, którzy jako jedyni siedzieli wciąż na swoich miejscach i rozmawiali przyciszonymi głosami.
-Usiądź Syriuszu- polecił dyrektor. Kiedy Black wykonał polecenie, mężczyzna kontynuował.- Misja może okazać się dla ciebie trudna,…
-Na pewno nie- zaprzeczył odruchowo.
-...ponieważ zmusi cię do robienia rzeczy, których nie lubisz. Twoim zadaniem będzie udawanie czysto krwistego arystokraty na przyjęciu u Marcusa Greya.
-Tego prawnika?- zdziwił się.
-Tak jest. Przypuszczamy, że Voldemort się nim interesuje. Wyobraź sobie co może się stać, kiedy taki wpływowy członek Wizengamotu zostanie jego sługą.
-Będzie mógł uniewinnić wielu Śmierciożerców- wyjaśnił Moody, widząc, że Syriusz najwyraźniej nie zrozumiał powagi sytuacji.
-No tak- przyznał rację Black.- Ale co ja niby miałbym robić na takim przyjęciu?
-Marcus organizuje przyjęcie na które zaprasza wiele osób, w tym przypuszczalnie również Śmierciożerców. Potrzebujemy więc kogoś z Zakonu kto będzie ich szpiegował. Ty nadajesz się do tego idealnie. Pochodzisz ze starego, szanowanego rodu, świetnie znasz się na manierach i zasadach panujących na takich przyjęciach. Bez problemu wtopisz się w tłum.
-Wszystko pięknie, ładnie, ale jest jednak mały problem- uchodzę za zdrajcę. Wątpię, żeby ktoś uwierzył w moje „nawrócenie”.
-W takim razie- odezwała się MaCgonagall z błyskiem w oku.- Musisz sprawić by uwierzyli.
-Zgadzasz się?- dyrektor spojrzał na niego uważnie.
       Syriusz wahał się tylko kilka sekund. Uśmiechnął się i skinął głową.
***
I jest pierwszy rozdział. Za betę dziękuję Szarej Damie. Mam nadzieję, że się spodoba. Kolejnego rozdziału można się spodziewać 28 września. 

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow!!! Naprawdę piszesz bardzo dobrze... no i jak już mówiłam tak czysto, że wszystko trzyma się całkowicie kupy. To naprawdę rzadko spotykane na blogach. Widzę, że odeszłaś od standardu. Nie Hogwart, tylko czasy po Hogwarcie. Szczerze mówiąc z tym się nie spotkałam. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie. No i Syriusz jest taki syriuszowy. I te jego marzenia o wojnie - idealnie pokazują spojrzenie młodych ludzi na świat :)
    Baaaaaaardzo mi się podobał ;)
    Pozdrawiam :D

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń