sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 4

      Naprawdę starał się skupić na tym co mówi profesor Track. Jednak na próbach się skończyło. Przez całe zajęcia był strasznie nieobecny. Co chwila, coś go rozpraszało. Teraz  gapił się na muchę, która spacerowała po ręce Nicka, siedzącego po jego lewej stronie.
-O`donel!!
        Aż podskoczył. Teraz piętnaście par oczy zwróciło się w stronę Elizabeth. Poczuł, że Mary siedząca między nim, a Zackiem drży lekko. Profesor Track spojrzała na nich znad długi rzęs. Jej twarz przybrała groźny wyraz. Była jednym z najostrzejszych wykładowców. Uważała bowiem, że pogromcą czarnoksiężników nie może zostać byle kto. Jeżeli trzeba to może wyrzucić cały rocznik, byle tylko nie pozwalać niekompetentnym osobom, zasilić szeregów aurorów. Jak na razie wyeliminowała sześć osób, jednak wyglądało na to, że nie zamierzała na tym poprzestać. Czyżby kolej na Elizabeth?
-Tak?- spytał, a jej głos drżał lekko.
-Oblałaś ostatni test, nie radzisz sobie z prostymi zaklęciami, żadna z ciebie aurorka. Możesz pożegnać się z kursem.
          Usta O`donel zadrgały lekko. Wstała z miejsca, ominęła profesor Track i wyszła z sali. Mary jęknęła cicho.
-Jestem ostatnią kobietą, która została. Teraz na pewno wywali mnie…
-A wy na co czekacie?- warknęła profesorka.- Ćwiczyć!
         Byli już przyzwyczajenie do nagłych krzyków wykładowców, więc szybko powstawali z miejsc, wyszli na środek sali i zaczęli rzucać w siebie najróżniejsze klątwy. Każdy dawał z siebie ile tylko mógł, ale mimo wszystko było strasznie ciężko. Tom przedarł się przez tarczę Syriusza i powalił go na podłogę. Nie uszło to uwadze aurorki.
-Black!- chłopak szybko podniósł się na nogi.- Zostań po zajęciach.
         Kiwnął głową na znak, że zrozumiał. Powrócił do rzucania zaklęć. Tom zerknął na niego z niepokojem. Udał, że tego nie zauważył. Nie dał po sobie poznać jak bardzo się wystraszył. Kurs Aurorski był dla niego wszystkim. Zacisnął zęby i zaczął zaklęcia rzucać ze zdwojoną siłą. Tom bronił się rozpaczliwie, cofając w tył. W końcu natrafił na ścianę. Kolejny urok Blacka przebił jego osłonę i uderzył w jego pierś. Syriusz rzucił się do przodu, żeby sprawdzić czy nie przesadził.
-Tom, nic ci nie jest?- spytał ze źle ukrywanym niepokojem.
-Black, nienawidzę cię- wysyczał mężczyzna.
-W tym momencie nie jesteś oryginalny- zażartował.- Jakimś cudem dużo osób mnie nie lubi.
       Pomógł koledze wstać. Kiedy się odwrócił, zauważył, że wszyscy na nich patrzą. Wzruszył ramionami i znów uniósł różdżkę, kierując ją na Toma.
-Wystarczy!-  zawołała Track.- Koniec zajęć!
        Zaczęli zbierać swoje rzeczy i wychodzić. Tylko Syriusz stał w miejscu. Zack lekko klepnął go w ramię i wyszedł w towarzystwie Mary. Kiedy drzwi zatrzasnęły się za ostatnią osobą, odwrócił się i spojrzał na aurorkę.
-Tak szefowo?- zagadnął.
          Track zmarszczyła brwi. Gdyby nie jej niewyjaśniona sympatia do tego młodzieńca, pewnie już dawno wyrzuciłaby go z zajęć. Był naprawdę irytujący, a jednak wszyscy go lubili. Kiedy trzeba było pierwszy rzucał się do pomocy. No i był, czego nie dało się ukryć, bardzo przystojny.
-Co się z tobą ostatnio dzieje? Strasznie się pogorszyłeś. Jesteś jakiś rozkojarzony.
-To przez zmęczenie- odparł szczerze.
         Ostatnio miał bardzo mało czasu na sen. Ciągle ktoś cos od niego chciał. Zakon wzywał go przy prawie każdej okazji, w Ministerstwie miał dużo roboty, bo zniknięcia i napady zdarzały się coraz częściej, wykładowcy im nie odpuszczali i jeszcze doszły im ochotnicze działania w terenie. Precyzując- ochotnicze dla innych, dla niego obowiązkowe. Oczywiście za wszystkim stał Moody.
-Tak też myślałam. Porozmawiałam z Alastorem i  zgodził się tobie i MaCdonalld dać wolne dwa tygodnie. Dokończycie swoją karę później. Z tego co wiem, jeszcze dwóch adeptów zostało wysłanych do Ministerstwa na przymusową pracę. Na pewno z radością was zastąpią.
      Przytaknął. Był wdzięczny za taki obrót sprawy. Praca strasznie dawała mu się we znaki, poza tym Dumbledore ostatnio wspomniał o jakimś kolejnym przyjęciu arystokratów. Tym razem miał się tam pojawić z jakąś nowo zwerbowaną dziewczyną. Moody stwierdził złośliwie, że Black sam sobie rady nie daje, więc kobieta jest mu potrzebna do pomocy. Mary oburzyła się w tedy strasznie. Ostatnio stała się zagorzałą fanką feminizmu.
-Dziękuję bardzo. To wszystko?
-Tak.
       Położył już dłoń na klamce, gdy dodała:
-Świetnie poradziłeś sobie z osłonami Andersona.
      Uśmiechnął się pod nosem i wyszedł.
     Dogonił resztę, gdy wchodzili do kolejnej sali, tym razem na test z maskowania. Uznał, że  jeżeli nie zda to strzeli sobie avadą w łeb. Cały weekend poświęcił na naukę. Razem z Mary zaszyli się w jego mieszkaniu i kuli, gdy reszta przyjaciół bawiła się świetnie na przyjęciu urodzinowym Steva Dowsona. Teraz musiał napisać na co najmniej 90%. Test okazał się jednak bardzo trudny. Gdy dyskretnie rozejrzał się po sali, zauważył, że nie tylko on jest załamany. Wszyscy mięli nietęgie miny.
      Profesor Fortle- wysoki mężczyzna w średnim wieku, machnęła różdżką, a ich pergaminy bez ostrzeżenia trafiły do jego rąk.
-Koniec czasu- oznajmiła srogim głosem.
-No co ty nie powiesz- prychnął siedzą za Blackiem Zack.
      Profesor Fortle zawsze interesował kobiety, nawet uczennice (w tym przypadku już tylko Mary). Uważały, że jest bardzo seksowny i tajemniczy. Zdaniem facetów był ostry, chamski i zdanie jego przedmiotu graniczyło z cudem.
      Wykładowca kazała opuścić im salę. Black wyszedł jako jeden z pierwszych. Mary dogoniła go po chwili.
-Beznadzieja.
-Daj spokój, uczysz się najlepiej ze wszystkich.
-Ale to Elizabeth była jego ulubioną, długonogą uczennicą- odparła zgryźliwie.
      Objął ją ramieniem i poczochrał po włosach. W tym samym czasie ktoś klepnął go w ramię. Gdy się odwrócił, zobaczył Zacka.
-Black, MaCdonalld, idziecie z nami do „Srebrnego Wilkołaka” na piwo?
-Ja nie bardzo- powiedziała Mary.- Musze coś załatwić. Poza tym nie ufam bandzie stukniętych facetów.
-A ja idę- powiedział Syriusz.- Miła odmiana od roboty i towarzystwa Panny Humorzastej.
        Blondynka kopnęła go prosto w kostkę. Zawył z bólu i posłał jej mordercze spojrzenie. Odpowiedziała mu uroczym uśmiechem.
-Jesteście nienormalni- stwierdził Zack.
-Z twoich ust brzmi to prawie jak komplement- skomentowała Mary.- Dobra chłopaki, ja się zmywam.
-A co z wykładem Szalonookiego?- zapytał Syriusz.
-Odpuszczę sobie dzisiaj. Musze coś załatwić. Black, rób notatki.
-I może jeszcze whisky do tego?
-Może być.  Cześć.
        Odeszła ku wyjściu z Akademii. Zack i Syriusz poszli na wykład o zaklęciach ujawniających czarno magiczne przedmioty. Swoją drogą, bardzo nudny wykład.
***
     „Srebrny Wilkołak” był jednym z bardziej znanych pubów na Pokątnej. Aurorzy, a także kandydaci do tego zawodu, bardzo często przychodzili tam po patrolach i zajęciach. Syriusz, Zack, Ian, Tom i Nick teleportowali się dokładnie przed wejście i weszli do środka. Ich ulubiony stolik pod oknem był całkiem pusty.
-To co?- zagadnął Tom.- Po drinku na początek?
      Jak zwykle złożyli się i jeden z nich poszedł zamówić alkohol. Pod ścianą rozłożyli się muzycy i zaczęli wygrywać znane utwory. Przy stoliku niedaleko siedziały jakieś dziewczyny, wszystkie mocno umalowane i ubrane w mugolskie sukienki (raczej skąpe).
      Jedna z tych panien, długonoga o kasztanowy włosach, podeszła do ich stolika.
-Witajcie panowie. Ja i moje koleżanki jesteśmy dzisiaj samotne, a ci muzycy bardzo dobrze grają. Może któryś z was zaprosiłby nas do tańca?
-Jedne z nas na was pięć?- zagadnął wesoło Nick.- To trochę niesprawiedliwe.
-Ja się poświęcę- odparł Zack.
      Dziewczyna rzuciła ukradkowe spojrzenie Syriuszowi, a potem odeszła z Zackiem. Black powstrzymał się, żeby nie parsknąć śmiechem. Dobrze wiedział, że jego przyjaciel nie należy do najprzystojniejszych i nie ma wielkiego powodzenia u kobiet. Mimo to zawsze potrafił postawić je pod ścianą, bo o dziwo nigdy nie trafił na jakąś kompletną zołzę. No chyba, że można zaliczyć do tych kobiet nowe wcielenie Mary. Pomimo usilnych prób, wciąż nie zdobył twardego jak skała serca MaCdonalld.
       Do ich stolika podeszły jeszcze trzy dziewczyny, którym najwyraźniej nie spodobał się pomysł dzielenia się Zackiem. Łapie wyjątkowo spodobała się szczupła, wysoka brunetka o bardzo kobiecych kształtach. Uśmiechnął się do niej szelmowsko, a ona zatrzepotała rzęsami. Black już wiedział, że owinął ją sobie wokół palca. Wszystkie kobiety były tak samo naiwne. Zawsze pozwalał im myśleć, że to one oczarowały jego, a potem ośmieszał, gdy mu się nudziły. Rzucał je, a one traciły resztki i tak już zachwianej godności i błagały go, żeby ich nie zostawiał.
-Witam- powiedziała słodkim głosikiem, stając obok niego.- Jestem Cassandra.
-Wyjątkowe imię, które pasuje do tak wyjątkowej osoby.
      Oczarował ją od razu. Zupełnie zapomniała, żeby spytać go chociażby o imię. Przysiadła się do ich stolika, postawił jej kilka drinków, potem tańczyli i trafili do pokoju nad pubem. Dziewczyna była kompletnie pijana. Black mógłby się założyć, że rano nic nie pamiętała. Nie dowiedział się wprawdzie tego, bo wstał dużo wcześniej, ubrał się, zostawił pieniądze na stoliku i wyniósł się z pubu. Nie zamierzał zostawiać jakiejkolwiek wiadomości. Kobiety były na tyle sprytne, że mogły go wyśledzić, nawet po krótkim liście. Wolał zatrzeć za sobą tyle śladów, ile to w ogóle było możliwe.
        Nigdy nie przyszło mu do głowy, że jest skończonym draniem, mimo że kilka niewiast już mu to wypomniało (w tym Mary i Marlena). Uśmiechał się w tedy w odpowiedzi, dając do zrozumienia, że ma ich zdanie głęboko w nosie.
***
        Pogoda się popsuła. Mimo tego postanowił, że wpadnie do Jamesa. Dawno nie odwiedzał państwa Potterów i czuł z tego powodu wyrzuty sumienia. Wciąż traktowali go jak drugiego syna. Kupił bukiet dla mamy przyjaciela, a dla ojca butelkę rumu porzeczkowego, który tak uwielbiał.
        Zapiął płaszcz i zarzucił kaptur na głowę. Gdy tylko wyszedł na ganek, poczuł okropny chłód. Znów zaklął pod nosem i zamknął drzwi na klucz. Dalej nie zabezpieczył domu żadnym zaklęciem ochronnym. Nie chciał nawet myśleć w jaki szał wpadłaby Lily, gdyby się o tym dowiedziała.
       Wyszedł za furtkę i deportował się. Wylądował na obrzeżach Doliny Godryka. Nie wiedział czemu aż tak go zniosło. Chciał znaleźć się pod drzwiami państwa Potterów. Ogarnęła go jeszcze większa irytacja.
-Ku*wa- warknął.
      W paskudnym humorze ruszył drogą pod górę. Kilkanaście minut i jedno przeziębienie później, trafił pod właściwy adres. Uniósł zmarzniętą dłoń i zastukał w drzwi. Przestąpił z nogi na nogę, czekając aż ktoś łaskawie odtworzy mu drzwi. Jego czekanie nie trwało jednak tak długo jak się spodziewał. Ktoś nacisnął klamkę i po sekundzie zauważył twarz Dorei.
-Witaj Syriuszu…. Wchodź szybko.
     Przesunęła się, robiąc mu miejsce. Wykonał jej polecenie i po chwili poczuł, że robi się mu cieplej. Podał kobiecie bukiet, który wytrzymał ulewę jedynie dzięki zaklęciom. Dorea ucałowała go w oba policzki i wysuszyła zaklęciem. Weszli razem do przytulnego salonu Potterów. Siedział tam Claus i czytał Proroka. Gdy zauważył gościa, podniósł się z ulubionego fotela i podszedł, żeby przywitać Blacka. Uścisnęli sobie dłonie i Syriusz podał mu butelkę rumu.
-Widzę, że się przygotowałeś- zażartował pan Potter.- James!
     Usłyszeli hałas na schodach i po chwili pojawiła się jedyna latorośl Dorei i Clausa. Rogacz wyszczerzył się szeroko. Gdy tak robił, nie tylko jego usta się śmiały, a cała jego osoba. Zarażał optymizmem.
-Cześć Łapo. Nie ostrzegłeś, że przyjdziesz.
-Wyszło spontanicznie- przyznał.- Dostałem wolne w pracy i postanowiłem, że wpadnę przed spotkaniem Zakonu.
-Bardzo miło, że przyszedłeś- stwierdziła pani Potter.- Usiądź, zaraz zrobię ci malinową herbatę.
       Nie mógł powstrzymać jeszcze szerszego uśmiechu. Dorea dobrze wiedziała co lubi. Oddałby wszystko za taka matkę. Uważał, że James ma cholerne szczęście. Zawsze mu tego zazdrościł.
-Opowiadaj, co tam u ciebie- powiedział Claus.- Często widuję cię w Biurze, ale nie mamy czasu nawet pogadać. John bardzo was katuj?.
-Delikatnie powiedziane- mruknął, co wywołało śmiech pana Pottera.
-I dobrze- stwierdził.- Tak trzeba. Ucz się.
       Ostatnio wszyscy mu to powtarzali co niezmiernie go irytowało. Nie skomentował jednak słów taty przyjaciela. Po chwili weszła Dorea niosąc kubek z parującą herbatą. Wciąż był trochę przemarznięty, więc z wdzięcznością przyjął napój.
        Potterowie wypytali go o wszystko co zdarzyło się ostatnimi czasy. Równocześnie mówili o tym co słychać u nich. Jedli ciastka, śmiali się, pili rum (oprócz Dorei, która była oburzona, że w ogóle ktoś śmiał wpaść na pomysł by ją poczęstować) i ogólnie czas zleciał im bardzo szybko.
-Trzeba się zbierać- powiedział James, wstając.- Chodź Łapo.
     Niechętnie wstał z wygodnego fotela. W salonie było ciepło i przytulnie. Państwo Potter weseli i życzliwi. Wypieki Dorei smaczne i sycące, a herbata wspaniale rozgrzewała. Czuł się jak w tedy, gdy uciekł z domu i zamieszkał w Dolinie Godryka. Wspominał tamte wakacje, jako najlepsze w życiu. Najchętniej nigdy nie rozstawałby się z rodziną Jamesa.
-Tak, chodźmy- przytaknął.- Już czas. Dowidzenia.
-Do zobaczenia Syriuszu- pani Potter przytuliła go mocno.- Zjawiaj się częściej. I dbaj o siebie… uważaj.
-Dor, daj spokój- powiedział jej mąż, ściskając Blacka.- Syriusz i James to już duzi chłopcy. Dadzą sobie radę. Idźcie.
      Pozabierali swoje płaszcze i wyszli na zewnątrz. Przywitał ich ostry wiatr.
***
     Na spotkanie wpadli oczywiście spóźnieni. Lily spojrzała karcąco na swojego chłopaka, a ten tylko przybrał skruszoną minę i usiadł obok Mary. Syriusz chciał zająć wolne miejsce, po prawej stronie Gideona, ale zawołał go Moody.
     Kiedy podchodził do niego, przypomniał sobie, że mieli tego dnia omówić jego nową misję. MaCgonagall odsunęła mu krzesło i ruchem ręki nakazała, aby usiadł. Wykonał „polecenie”.
-Black,- powiedział bez żadnych wstępów Szalonooki.- oto twoja partnerka na najbliższe przyjęcie, Dorcas Meadowes.
       Dopiero teraz dostrzegł, siedzącą obok Alastora, dziewczynę. Wstała, żeby każdy mógł ją zobaczyć. Miała na sobie krótką spódnicę i białą koszulę. Buty na wyższym obcasie świetnie eksponowały jej i tak już długie nogi. Tym razem dokładniej mógł przyjrzeć się jej twarzy, gdyż nie zasłoniła jej maską. Miała arystokratyczne, bardzo kobiece i bardzo pociągające rysy. W piwnych oczach tańczył jakiś tajemniczy ogień. Malinowe, pełne usta uśmiechały się delikatnie, a zarazem kusząco.
       Chrząknięcie Alastora wyrwało Syriusza, i jak się okazało, również innych mężczyzn, z zadumy nad urodą nowej członkini Zakonu.
-Tym razem wybierzecie się na elegancie przyjęcie związane z otwarciem dużej szklarni, pełnej magicznych roślin- wyjaśnił Albus.- Rodzina Almanza wybudowała ją niedawno i chce się nią pochwalić.
-Rozumiem- powiedział Black, a jego nowa partnerka siknęła głową.
-Plotka o twoim powrocie w kręgi arystokracji już obiegła dużą część znanych rodów- oznajmiła MaCgonagall.- Dlatego Almanza cię zaprosił. Nie wypada żebyś znów pojawił się sam, stąd Dorcas, która jest wtajemniczona w całą sytuację i ewentualnie ci pomoże.
-Uważam, że pomoc nie będzie mi potrzebna- stwierdził.- Ale towarzystwo tak miłej damy i owszem.
      Dorcas zaśmiała się dźwięcznie i odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki. Mary, która przyglądała się jej uważnie od kilku minut, prychnęła dość głośno i to wprost do ucha Jamesa, który nagle powrócił do rzeczywistości.
-Waszym zadaniem jest rozmowa z Sleuthemem, który powinien pojawić się na tym przyjęciu. Umówcie go na spotkanie ze mną. Panna Meadowes na pewno z chęcią podejmie się tego zadania, które wymaga dużego daru przekonywania.
-Oczywiście- zapewniła.
-W takim razie, mam dla was jeszcze jedną wiadomość. Zack odbył ostatnio swoją pierwszą misję. Powiodła się ona sukcesem. Gratulujemy.
       Zakonnicy zaczęli głośno klaskać. Chłopak, lekko zestresowany, wstał, jednocześnie przewracając krzesło. Spojrzał po zebranych, a jego wzrok zatrzymał się na uśmiechniętej Mary.
-Ma ktoś ochotę na zupę pomidorową?- spytała Molly, która właśnie skończyła zbierać papiery Moodiego, rozrzucone po całym stole.
        Kilka osób, jak na komendę, powędrowało do kuchni. Wszyscy wiedzieli, że nikt nie jest w stanie dorównać w gotowaniu pani Weasley, a skoro większość zakonników była tak zapracowana, że zwykle nie mieli czasu zjeść czegokolwiek sycącego, chętnie skorzystali z propozycji. Tylko Dorcas od razu się pożegnała i wyszła do holu by się teleportować.
-S*ka- skomentowała Mary.
       Mężczyźni, którzy właśnie zasiedli w kuchni, posłali jej spojrzenia pełne oburzenia. Kobieta, nic sobie z tego nie robiąc, zaczęła jeść zupę.
-Stary, ty to masz szczęście- westchnął Fabian, zerkając na Syriusza.
-Nic nadzwyczajnego- stwierdziła Lily.
-Kochanie, czy aby przypadkiem nie jesteś zazdrosna?- spytał James, szczerząc do ukochanej zęby.
-Ależ skąd- zaprzeczyła.- Jednak nie radzę ci sprawdzać jak daleko możesz się posunąć zanim naprawdę stanę się zazdrosna.
-Oczywiście- zapewnił gorliwie.- Nie miałem takiego zamiaru.
-Ta, jasne- mruknęła sarkastycznie MaCdonalld.- Wy faceci, wszyscy jesteście tacy sami.
-Ranisz- odpowiedział jej Zack.
-Dzięki za komplement.
-Dajcie spokój, zachowujecie się jak dzieci- przerwała im Molly. – Gidy, zajmiesz się jutro chłopcami?- zwróciła się do jednego z braci.- Artur pracuje, a ja chcę odwiedzić kuzynkę Irmę. Biedaczka zaraziła się smoczą ospą.
-Nie ma sprawy- odpowiedział.
-Ja uciekam- powiedziała Mary.- Jutro czeka nas zaliczenie z eliksirów.
        Syriusz podniósł wzrok znad talerza zupy.

-Cholera- zaklął.- Zapomniałem.
***
Muszę przyznać, ze jestem strasznie zapracowana i rozkojarzona- mam do nadrobienia dużo Waszych opowiadań, zapomniałam podesłać rozdział becie, a o tym, żeby go dodać przypomniałam sobie dosłownie przed chwilą. Na szczęście rozpoczęły mi się ferie, to może coś wreszcie napiszę, bo utknęłam w 10 rozdziale :(
Rozdział 5 za dwa tygodnie ;)  

3 komentarze:

  1. Ojej w końcu pojawiła się Dorcas <3 Piszesz swietnie! Czekam na nn!
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Paulla K
    Ps. zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie no super napisałam długi komentarz, może trochę nieogarnięty, ale zawsze, a blogger mi go usunął. Super, po prostu, super. Dobra zacznę po prostu od początku.
    Syriusz się uczy, co za szok :) Widać, że zależy mu na kursie aurorskim, jak jeszcze na niczym wcześniej skoro się tak przykłada. Ale teraz przynajmniej odejdą mu obowiązki związane z pracą w ministerstwie. Przynajmniej tyle.
    Spotkanie z Potterami było na prawdę przyjemnym akcentem. Można powiedzieć, że traktują go już praktycznie jak drugiego syna, a i on darzy ich szacunkiem.
    Pojawiła się także Dorcas :) Coś czuję, że wprowadzi niezłe zamieszanie w życie Łapy i wszystkich dookoła. Już nie mogę się doczekać ich wspólnej misji. :)
    Cały czas gdy czytam to wydaje mi się, że Mary jest w ciąży. Takie mam przypuszczenia, ale czy trafne to wiesz tylko ty. ;)
    Na końcu jeszcze tylko zaprosić cię na mojego bloga. Muszę przyznać się bez bicia, że prosiłaś mnie, żebym cię informowała, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy. Także jeszcze raz zapraszam i korzystając z okazji chciałabym cię także poprosić o to abyś informowała mnie o nowych notkach u ciebie. :)
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Dorcas

    OdpowiedzUsuń
  3. Na serio już tak całkowicie wprowadzasz Dorcas :) Syriusz już zaczął się w niej zakochiwać. Nie wiem dlaczego, ale widzę ją jako boginię, której wszyscy zazdroszczą urody i charakteru. Ale to nawet trochę dziwne, że Ślizgonka jest w Zakonie. wiem, że patrzę trochę stereotypowo, ale jestem Gryffonką, więc mam to we krwi :P Ciekawe, co z tego wyniknie...
    Czy tylko sobie ubzdurałam, czy naprawdę z Mary coś się dzieje? I to niekoniecznie dobrego? Jest taka nietypowe, co nawet chyba Łapa zauważył.
    Skończyłam nadrabiać, więc czekam na kolejny rozdział :*

    http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń