Naprawdę starał
się skupić na tym co mówi profesor Track. Jednak na próbach się skończyło.
Przez całe zajęcia był strasznie nieobecny. Co chwila, coś go rozpraszało.
Teraz gapił się na muchę, która spacerowała
po ręce Nicka, siedzącego po jego lewej stronie.
-O`donel!!
Aż podskoczył.
Teraz piętnaście par oczy zwróciło się w stronę Elizabeth. Poczuł, że Mary
siedząca między nim, a Zackiem drży lekko. Profesor Track spojrzała na nich
znad długi rzęs. Jej twarz przybrała groźny wyraz. Była jednym z
najostrzejszych wykładowców. Uważała bowiem, że pogromcą czarnoksiężników nie
może zostać byle kto. Jeżeli trzeba to może wyrzucić cały rocznik, byle tylko
nie pozwalać niekompetentnym osobom, zasilić szeregów aurorów. Jak na razie
wyeliminowała sześć osób, jednak wyglądało na to, że nie zamierzała na tym
poprzestać. Czyżby kolej na Elizabeth?
-Tak?- spytał, a jej głos drżał lekko.
-Oblałaś ostatni test, nie radzisz sobie z prostymi
zaklęciami, żadna z ciebie aurorka. Możesz pożegnać się z kursem.
Usta O`donel
zadrgały lekko. Wstała z miejsca, ominęła profesor Track i wyszła z sali. Mary
jęknęła cicho.
-Jestem ostatnią kobietą, która została. Teraz na pewno
wywali mnie…
-A wy na co czekacie?- warknęła profesorka.- Ćwiczyć!
Byli już
przyzwyczajenie do nagłych krzyków wykładowców, więc szybko powstawali z
miejsc, wyszli na środek sali i zaczęli rzucać w siebie najróżniejsze klątwy. Każdy
dawał z siebie ile tylko mógł, ale mimo wszystko było strasznie ciężko. Tom
przedarł się przez tarczę Syriusza i powalił go na podłogę. Nie uszło to uwadze
aurorki.
-Black!- chłopak szybko podniósł się na nogi.- Zostań po
zajęciach.
Kiwnął głową
na znak, że zrozumiał. Powrócił do rzucania zaklęć. Tom zerknął na niego z
niepokojem. Udał, że tego nie zauważył. Nie dał po sobie poznać jak bardzo się
wystraszył. Kurs Aurorski był dla niego wszystkim. Zacisnął zęby i zaczął
zaklęcia rzucać ze zdwojoną siłą. Tom bronił się rozpaczliwie, cofając w tył. W
końcu natrafił na ścianę. Kolejny urok Blacka przebił jego osłonę i uderzył w
jego pierś. Syriusz rzucił się do przodu, żeby sprawdzić czy nie przesadził.
-Tom, nic ci nie jest?- spytał ze źle ukrywanym niepokojem.
-Black, nienawidzę cię- wysyczał mężczyzna.
-W tym momencie nie jesteś oryginalny- zażartował.- Jakimś
cudem dużo osób mnie nie lubi.
Pomógł koledze
wstać. Kiedy się odwrócił, zauważył, że wszyscy na nich patrzą. Wzruszył
ramionami i znów uniósł różdżkę, kierując ją na Toma.
-Wystarczy!- zawołała
Track.- Koniec zajęć!
Zaczęli
zbierać swoje rzeczy i wychodzić. Tylko Syriusz stał w miejscu. Zack lekko
klepnął go w ramię i wyszedł w towarzystwie Mary. Kiedy drzwi zatrzasnęły się
za ostatnią osobą, odwrócił się i spojrzał na aurorkę.
-Tak szefowo?- zagadnął.
Track
zmarszczyła brwi. Gdyby nie jej niewyjaśniona sympatia do tego młodzieńca,
pewnie już dawno wyrzuciłaby go z zajęć. Był naprawdę irytujący, a jednak
wszyscy go lubili. Kiedy trzeba było pierwszy rzucał się do pomocy. No i był,
czego nie dało się ukryć, bardzo przystojny.
-Co się z tobą ostatnio dzieje? Strasznie się pogorszyłeś.
Jesteś jakiś rozkojarzony.
-To przez zmęczenie- odparł szczerze.
Ostatnio miał
bardzo mało czasu na sen. Ciągle ktoś cos od niego chciał. Zakon wzywał go przy
prawie każdej okazji, w Ministerstwie miał dużo roboty, bo zniknięcia i napady
zdarzały się coraz częściej, wykładowcy im nie odpuszczali i jeszcze doszły im
ochotnicze działania w terenie. Precyzując- ochotnicze dla innych, dla niego
obowiązkowe. Oczywiście za wszystkim stał Moody.
-Tak też myślałam. Porozmawiałam z Alastorem i zgodził się tobie i MaCdonalld dać wolne dwa
tygodnie. Dokończycie swoją karę później. Z tego co wiem, jeszcze dwóch adeptów
zostało wysłanych do Ministerstwa na przymusową pracę. Na pewno z radością was
zastąpią.
Przytaknął. Był
wdzięczny za taki obrót sprawy. Praca strasznie dawała mu się we znaki, poza
tym Dumbledore ostatnio wspomniał o jakimś kolejnym przyjęciu arystokratów. Tym
razem miał się tam pojawić z jakąś nowo zwerbowaną dziewczyną. Moody stwierdził
złośliwie, że Black sam sobie rady nie daje, więc kobieta jest mu potrzebna do
pomocy. Mary oburzyła się w tedy strasznie. Ostatnio stała się zagorzałą fanką
feminizmu.
-Dziękuję bardzo. To wszystko?
-Tak.
Położył już
dłoń na klamce, gdy dodała:
-Świetnie poradziłeś sobie z osłonami Andersona.
Uśmiechnął się
pod nosem i wyszedł.
Dogonił resztę,
gdy wchodzili do kolejnej sali, tym razem na test z maskowania. Uznał, że jeżeli nie zda to strzeli sobie avadą w łeb.
Cały weekend poświęcił na naukę. Razem z Mary zaszyli się w jego mieszkaniu i
kuli, gdy reszta przyjaciół bawiła się świetnie na przyjęciu urodzinowym Steva
Dowsona. Teraz musiał napisać na co najmniej 90%. Test okazał się jednak bardzo
trudny. Gdy dyskretnie rozejrzał się po sali, zauważył, że nie tylko on jest
załamany. Wszyscy mięli nietęgie miny.
Profesor Fortle-
wysoki mężczyzna w średnim wieku, machnęła różdżką, a ich pergaminy bez
ostrzeżenia trafiły do jego rąk.
-Koniec czasu- oznajmiła srogim głosem.
-No co ty nie powiesz- prychnął siedzą za Blackiem Zack.
Profesor Fortle zawsze interesował kobiety,
nawet uczennice (w tym przypadku już tylko Mary). Uważały, że jest bardzo
seksowny i tajemniczy. Zdaniem facetów był ostry, chamski i zdanie jego
przedmiotu graniczyło z cudem.
Wykładowca
kazała opuścić im salę. Black wyszedł jako jeden z pierwszych. Mary dogoniła go
po chwili.
-Beznadzieja.
-Daj spokój, uczysz się najlepiej ze wszystkich.
-Ale to Elizabeth była jego ulubioną, długonogą uczennicą-
odparła zgryźliwie.
Objął ją
ramieniem i poczochrał po włosach. W tym samym czasie ktoś klepnął go w ramię.
Gdy się odwrócił, zobaczył Zacka.
-Black, MaCdonalld, idziecie z nami do „Srebrnego Wilkołaka”
na piwo?
-Ja nie bardzo- powiedziała Mary.- Musze coś załatwić. Poza
tym nie ufam bandzie stukniętych facetów.
-A ja idę- powiedział Syriusz.- Miła odmiana od roboty i
towarzystwa Panny Humorzastej.
Blondynka
kopnęła go prosto w kostkę. Zawył z bólu i posłał jej mordercze spojrzenie.
Odpowiedziała mu uroczym uśmiechem.
-Jesteście nienormalni- stwierdził Zack.
-Z twoich ust brzmi to prawie jak komplement- skomentowała
Mary.- Dobra chłopaki, ja się zmywam.
-A co z wykładem Szalonookiego?- zapytał Syriusz.
-Odpuszczę sobie dzisiaj. Musze coś załatwić. Black, rób
notatki.
-I może jeszcze whisky do tego?
-Może być. Cześć.
Odeszła ku
wyjściu z Akademii. Zack i Syriusz poszli na wykład o zaklęciach ujawniających
czarno magiczne przedmioty. Swoją drogą, bardzo nudny wykład.
***
„Srebrny
Wilkołak” był jednym z bardziej znanych pubów na Pokątnej. Aurorzy, a także
kandydaci do tego zawodu, bardzo często przychodzili tam po patrolach i
zajęciach. Syriusz, Zack, Ian, Tom i Nick teleportowali się dokładnie przed
wejście i weszli do środka. Ich ulubiony stolik pod oknem był całkiem pusty.
-To co?- zagadnął Tom.- Po drinku na początek?
Jak zwykle
złożyli się i jeden z nich poszedł zamówić alkohol. Pod ścianą rozłożyli się
muzycy i zaczęli wygrywać znane utwory. Przy stoliku niedaleko siedziały jakieś
dziewczyny, wszystkie mocno umalowane i ubrane w mugolskie sukienki (raczej
skąpe).
Jedna z tych panien, długonoga o kasztanowy
włosach, podeszła do ich stolika.
-Witajcie panowie. Ja i moje koleżanki jesteśmy dzisiaj
samotne, a ci muzycy bardzo dobrze grają. Może któryś z was zaprosiłby nas do
tańca?
-Jedne z nas na was pięć?- zagadnął wesoło Nick.- To trochę
niesprawiedliwe.
-Ja się poświęcę- odparł Zack.
Dziewczyna rzuciła ukradkowe spojrzenie
Syriuszowi, a potem odeszła z Zackiem. Black powstrzymał się, żeby nie parsknąć
śmiechem. Dobrze wiedział, że jego przyjaciel nie należy do
najprzystojniejszych i nie ma wielkiego powodzenia u kobiet. Mimo to zawsze
potrafił postawić je pod ścianą, bo o dziwo nigdy nie trafił na jakąś kompletną
zołzę. No chyba, że można zaliczyć do tych kobiet nowe wcielenie Mary. Pomimo
usilnych prób, wciąż nie zdobył twardego jak skała serca MaCdonalld.
Do ich stolika
podeszły jeszcze trzy dziewczyny, którym najwyraźniej nie spodobał się pomysł
dzielenia się Zackiem. Łapie wyjątkowo spodobała się szczupła, wysoka brunetka
o bardzo kobiecych kształtach. Uśmiechnął się do niej szelmowsko, a ona
zatrzepotała rzęsami. Black już wiedział, że owinął ją sobie wokół palca.
Wszystkie kobiety były tak samo naiwne. Zawsze pozwalał im myśleć, że to one
oczarowały jego, a potem ośmieszał, gdy mu się nudziły. Rzucał je, a one
traciły resztki i tak już zachwianej godności i błagały go, żeby ich nie
zostawiał.
-Witam- powiedziała słodkim głosikiem, stając obok niego.-
Jestem Cassandra.
-Wyjątkowe imię, które pasuje do tak wyjątkowej osoby.
Oczarował ją od
razu. Zupełnie zapomniała, żeby spytać go chociażby o imię. Przysiadła się do
ich stolika, postawił jej kilka drinków, potem tańczyli i trafili do pokoju nad
pubem. Dziewczyna była kompletnie pijana. Black mógłby się założyć, że rano nic
nie pamiętała. Nie dowiedział się wprawdzie tego, bo wstał dużo wcześniej,
ubrał się, zostawił pieniądze na stoliku i wyniósł się z pubu. Nie zamierzał
zostawiać jakiejkolwiek wiadomości. Kobiety były na tyle sprytne, że mogły go
wyśledzić, nawet po krótkim liście. Wolał zatrzeć za sobą tyle śladów, ile to w
ogóle było możliwe.
Nigdy nie
przyszło mu do głowy, że jest skończonym draniem, mimo że kilka niewiast już mu
to wypomniało (w tym Mary i Marlena). Uśmiechał się w tedy w odpowiedzi, dając
do zrozumienia, że ma ich zdanie głęboko w nosie.
***
Pogoda się
popsuła. Mimo tego postanowił, że wpadnie do Jamesa. Dawno nie odwiedzał
państwa Potterów i czuł z tego powodu wyrzuty sumienia. Wciąż traktowali go jak
drugiego syna. Kupił bukiet dla mamy przyjaciela, a dla ojca butelkę rumu
porzeczkowego, który tak uwielbiał.
Zapiął płaszcz
i zarzucił kaptur na głowę. Gdy tylko wyszedł na ganek, poczuł okropny chłód.
Znów zaklął pod nosem i zamknął drzwi na klucz. Dalej nie zabezpieczył domu
żadnym zaklęciem ochronnym. Nie chciał nawet myśleć w jaki szał wpadłaby Lily,
gdyby się o tym dowiedziała.
Wyszedł za
furtkę i deportował się. Wylądował na obrzeżach Doliny Godryka. Nie wiedział
czemu aż tak go zniosło. Chciał znaleźć się pod drzwiami państwa Potterów. Ogarnęła
go jeszcze większa irytacja.
-Ku*wa- warknął.
W paskudnym
humorze ruszył drogą pod górę. Kilkanaście minut i jedno przeziębienie później,
trafił pod właściwy adres. Uniósł zmarzniętą dłoń i zastukał w drzwi.
Przestąpił z nogi na nogę, czekając aż ktoś łaskawie odtworzy mu drzwi. Jego
czekanie nie trwało jednak tak długo jak się spodziewał. Ktoś nacisnął klamkę i
po sekundzie zauważył twarz Dorei.
-Witaj Syriuszu…. Wchodź szybko.
Przesunęła się, robiąc mu miejsce. Wykonał jej
polecenie i po chwili poczuł, że robi się mu cieplej. Podał kobiecie bukiet,
który wytrzymał ulewę jedynie dzięki zaklęciom. Dorea ucałowała go w oba
policzki i wysuszyła zaklęciem. Weszli razem do przytulnego salonu Potterów.
Siedział tam Claus i czytał Proroka. Gdy zauważył gościa, podniósł się z
ulubionego fotela i podszedł, żeby przywitać Blacka. Uścisnęli sobie dłonie i
Syriusz podał mu butelkę rumu.
-Widzę, że się przygotowałeś- zażartował pan Potter.- James!
Usłyszeli hałas na schodach i po chwili
pojawiła się jedyna latorośl Dorei i Clausa. Rogacz wyszczerzył się szeroko.
Gdy tak robił, nie tylko jego usta się śmiały, a cała jego osoba. Zarażał
optymizmem.
-Cześć Łapo. Nie ostrzegłeś, że przyjdziesz.
-Wyszło spontanicznie- przyznał.- Dostałem wolne w pracy i
postanowiłem, że wpadnę przed spotkaniem Zakonu.
-Bardzo miło, że przyszedłeś- stwierdziła pani Potter.-
Usiądź, zaraz zrobię ci malinową herbatę.
Nie mógł
powstrzymać jeszcze szerszego uśmiechu. Dorea dobrze wiedziała co lubi. Oddałby
wszystko za taka matkę. Uważał, że James ma cholerne szczęście. Zawsze mu tego
zazdrościł.
-Opowiadaj, co tam u ciebie- powiedział Claus.- Często
widuję cię w Biurze, ale nie mamy czasu nawet pogadać. John bardzo was katuj?.
-Delikatnie powiedziane- mruknął, co wywołało śmiech pana
Pottera.
-I dobrze- stwierdził.- Tak trzeba. Ucz się.
Ostatnio wszyscy mu to powtarzali co
niezmiernie go irytowało. Nie skomentował jednak słów taty przyjaciela. Po
chwili weszła Dorea niosąc kubek z parującą herbatą. Wciąż był trochę
przemarznięty, więc z wdzięcznością przyjął napój.
Potterowie
wypytali go o wszystko co zdarzyło się ostatnimi czasy. Równocześnie mówili o
tym co słychać u nich. Jedli ciastka, śmiali się, pili rum (oprócz Dorei, która
była oburzona, że w ogóle ktoś śmiał wpaść na pomysł by ją poczęstować) i
ogólnie czas zleciał im bardzo szybko.
-Trzeba się zbierać- powiedział James, wstając.- Chodź Łapo.
Niechętnie wstał
z wygodnego fotela. W salonie było ciepło i przytulnie. Państwo Potter weseli i
życzliwi. Wypieki Dorei smaczne i sycące, a herbata wspaniale rozgrzewała. Czuł
się jak w tedy, gdy uciekł z domu i zamieszkał w Dolinie Godryka. Wspominał
tamte wakacje, jako najlepsze w życiu. Najchętniej nigdy nie rozstawałby się z
rodziną Jamesa.
-Tak, chodźmy- przytaknął.- Już czas. Dowidzenia.
-Do zobaczenia Syriuszu- pani Potter przytuliła go mocno.-
Zjawiaj się częściej. I dbaj o siebie… uważaj.
-Dor, daj spokój- powiedział jej mąż, ściskając Blacka.-
Syriusz i James to już duzi chłopcy. Dadzą sobie radę. Idźcie.
Pozabierali
swoje płaszcze i wyszli na zewnątrz. Przywitał ich ostry wiatr.
***
Na spotkanie
wpadli oczywiście spóźnieni. Lily spojrzała karcąco na swojego chłopaka, a ten
tylko przybrał skruszoną minę i usiadł obok Mary. Syriusz chciał zająć wolne
miejsce, po prawej stronie Gideona, ale zawołał go Moody.
Kiedy podchodził
do niego, przypomniał sobie, że mieli tego dnia omówić jego nową misję.
MaCgonagall odsunęła mu krzesło i ruchem ręki nakazała, aby usiadł. Wykonał
„polecenie”.
-Black,- powiedział bez żadnych wstępów Szalonooki.- oto
twoja partnerka na najbliższe przyjęcie, Dorcas Meadowes.
Dopiero teraz
dostrzegł, siedzącą obok Alastora, dziewczynę. Wstała, żeby każdy mógł ją
zobaczyć. Miała na sobie krótką spódnicę i białą koszulę. Buty na wyższym
obcasie świetnie eksponowały jej i tak już długie nogi. Tym razem dokładniej
mógł przyjrzeć się jej twarzy, gdyż nie zasłoniła jej maską. Miała
arystokratyczne, bardzo kobiece i bardzo pociągające rysy. W piwnych oczach
tańczył jakiś tajemniczy ogień. Malinowe, pełne usta uśmiechały się delikatnie,
a zarazem kusząco.
Chrząknięcie Alastora
wyrwało Syriusza, i jak się okazało, również innych mężczyzn, z zadumy nad
urodą nowej członkini Zakonu.
-Tym razem wybierzecie się na elegancie przyjęcie związane z
otwarciem dużej szklarni, pełnej magicznych roślin- wyjaśnił Albus.- Rodzina
Almanza wybudowała ją niedawno i chce się nią pochwalić.
-Rozumiem- powiedział Black, a jego nowa partnerka siknęła
głową.
-Plotka o twoim powrocie w kręgi arystokracji już obiegła
dużą część znanych rodów- oznajmiła MaCgonagall.- Dlatego Almanza cię zaprosił.
Nie wypada żebyś znów pojawił się sam, stąd Dorcas, która jest wtajemniczona w
całą sytuację i ewentualnie ci pomoże.
-Uważam, że pomoc nie będzie mi potrzebna- stwierdził.- Ale
towarzystwo tak miłej damy i owszem.
Dorcas zaśmiała
się dźwięcznie i odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki. Mary, która przyglądała
się jej uważnie od kilku minut, prychnęła dość głośno i to wprost do ucha
Jamesa, który nagle powrócił do rzeczywistości.
-Waszym zadaniem jest rozmowa z Sleuthemem, który powinien
pojawić się na tym przyjęciu. Umówcie go na spotkanie ze mną. Panna Meadowes na
pewno z chęcią podejmie się tego zadania, które wymaga dużego daru
przekonywania.
-Oczywiście- zapewniła.
-W takim razie, mam dla was jeszcze jedną wiadomość. Zack
odbył ostatnio swoją pierwszą misję. Powiodła się ona sukcesem. Gratulujemy.
Zakonnicy
zaczęli głośno klaskać. Chłopak, lekko zestresowany, wstał, jednocześnie
przewracając krzesło. Spojrzał po zebranych, a jego wzrok zatrzymał się na
uśmiechniętej Mary.
-Ma ktoś ochotę na zupę pomidorową?- spytała Molly, która
właśnie skończyła zbierać papiery Moodiego, rozrzucone po całym stole.
Kilka osób,
jak na komendę, powędrowało do kuchni. Wszyscy wiedzieli, że nikt nie jest w
stanie dorównać w gotowaniu pani Weasley, a skoro większość zakonników była tak
zapracowana, że zwykle nie mieli czasu zjeść czegokolwiek sycącego, chętnie
skorzystali z propozycji. Tylko Dorcas od razu się pożegnała i wyszła do holu
by się teleportować.
-S*ka- skomentowała Mary.
Mężczyźni,
którzy właśnie zasiedli w kuchni, posłali jej spojrzenia pełne oburzenia.
Kobieta, nic sobie z tego nie robiąc, zaczęła jeść zupę.
-Stary, ty to masz szczęście- westchnął Fabian, zerkając na
Syriusza.
-Nic nadzwyczajnego- stwierdziła Lily.
-Kochanie, czy aby przypadkiem nie jesteś zazdrosna?- spytał
James, szczerząc do ukochanej zęby.
-Ależ skąd- zaprzeczyła.- Jednak nie radzę ci sprawdzać jak
daleko możesz się posunąć zanim naprawdę stanę się zazdrosna.
-Oczywiście- zapewnił gorliwie.- Nie miałem takiego zamiaru.
-Ta, jasne- mruknęła sarkastycznie MaCdonalld.- Wy faceci,
wszyscy jesteście tacy sami.
-Ranisz- odpowiedział jej Zack.
-Dzięki za komplement.
-Dajcie spokój, zachowujecie się jak dzieci- przerwała im
Molly. – Gidy, zajmiesz się jutro chłopcami?- zwróciła się do jednego z braci.-
Artur pracuje, a ja chcę odwiedzić kuzynkę Irmę. Biedaczka zaraziła się smoczą
ospą.
-Nie ma sprawy- odpowiedział.
-Ja uciekam- powiedziała Mary.- Jutro czeka nas zaliczenie z
eliksirów.
Syriusz
podniósł wzrok znad talerza zupy.
-Cholera- zaklął.- Zapomniałem.
***
Muszę przyznać, ze jestem strasznie zapracowana i rozkojarzona- mam do nadrobienia dużo Waszych opowiadań, zapomniałam podesłać rozdział becie, a o tym, żeby go dodać przypomniałam sobie dosłownie przed chwilą. Na szczęście rozpoczęły mi się ferie, to może coś wreszcie napiszę, bo utknęłam w 10 rozdziale :(
Rozdział 5 za dwa tygodnie ;)
Ojej w końcu pojawiła się Dorcas <3 Piszesz swietnie! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
Paulla K
Ps. zapraszam do mnie
Nie no super napisałam długi komentarz, może trochę nieogarnięty, ale zawsze, a blogger mi go usunął. Super, po prostu, super. Dobra zacznę po prostu od początku.
OdpowiedzUsuńSyriusz się uczy, co za szok :) Widać, że zależy mu na kursie aurorskim, jak jeszcze na niczym wcześniej skoro się tak przykłada. Ale teraz przynajmniej odejdą mu obowiązki związane z pracą w ministerstwie. Przynajmniej tyle.
Spotkanie z Potterami było na prawdę przyjemnym akcentem. Można powiedzieć, że traktują go już praktycznie jak drugiego syna, a i on darzy ich szacunkiem.
Pojawiła się także Dorcas :) Coś czuję, że wprowadzi niezłe zamieszanie w życie Łapy i wszystkich dookoła. Już nie mogę się doczekać ich wspólnej misji. :)
Cały czas gdy czytam to wydaje mi się, że Mary jest w ciąży. Takie mam przypuszczenia, ale czy trafne to wiesz tylko ty. ;)
Na końcu jeszcze tylko zaprosić cię na mojego bloga. Muszę przyznać się bez bicia, że prosiłaś mnie, żebym cię informowała, ale kompletnie wyleciało mi to z głowy. Także jeszcze raz zapraszam i korzystając z okazji chciałabym cię także poprosić o to abyś informowała mnie o nowych notkach u ciebie. :)
Pozdrawiam i życzę weny.
Dorcas
Na serio już tak całkowicie wprowadzasz Dorcas :) Syriusz już zaczął się w niej zakochiwać. Nie wiem dlaczego, ale widzę ją jako boginię, której wszyscy zazdroszczą urody i charakteru. Ale to nawet trochę dziwne, że Ślizgonka jest w Zakonie. wiem, że patrzę trochę stereotypowo, ale jestem Gryffonką, więc mam to we krwi :P Ciekawe, co z tego wyniknie...
OdpowiedzUsuńCzy tylko sobie ubzdurałam, czy naprawdę z Mary coś się dzieje? I to niekoniecznie dobrego? Jest taka nietypowe, co nawet chyba Łapa zauważył.
Skończyłam nadrabiać, więc czekam na kolejny rozdział :*
http://magicznaprzystanblogowelfik.blogspot.com/